17 kwietnia 2019

Deszcz

elegancki edward emanował empatią ekspresowo emancypując elżbietę i

Stukanie klawiszy brzmiało jak deszcz wybijający o okno równy rytm. Ellen tkwiła w skupieniu, a wszystko dookoła nie miało znaczenia. Liczyły się słowa, liczył się ekran laptopa, który oświetlał jej twarz bladym światłem. Litery same łączyły się ze sobą, a dziewczyna sama nie wiedziała jak to się dzieje.
‒ Dlaczego Edward Drugi opowiada Elżbiecie Pierwszej o feministycznej prozie dwudziestego pierwszego wieku? ‒ głos był wysoki i przeszył głowę Ellen niespodziewanie, wyrywając ją ze szponów weny. Ellen westchnęła głośno i marszcząc brwi, obróciła się w stronę niespodziewanego gościa.
‒ Evan! Dlaczego mi to robisz? ‒ patrzyła to na niego, to na ekran, wymachując rękoma.
‒ Co robię? Przepraszam, pisałaś? ‒ chłopak uniósł brwi, patrząc na nią pytająco, jak gdyby chwilę wcześniej nie czytał Ellen przez ramię. Doskonale przecież wiedział, co się dzieje i dziewczyna poczuła jak jej dłonie same zaciskają się nieco.
‒ Czy pisałam? Jasne, że pisałam. Zawsze piszę. Pamiętasz co mówiłam ci dwa dni temu? 
‒ Hej, kiedy mówiłaś, że będziesz kończyć swojego fanfika, nie wspominałaś, że to będzie jedyne czym będziesz się zajmować. ‒ Evan przewrócił oczami, przez co Ellen poczuła bolesne ukłucie w sercu. Jej chłopak wiedział jak poważnie traktowała pisanie. Było to coś więcej niż tworzenie historycznych opowiadań ‒ tysiące ludzi czekało na następny rozdział, sprawiając, że Ellen czuła, że może znów swobodnie oddychać, za każdym razem, kiedy o tym pomyślała.
‒ To oczywiste! ‒ nie mogła przecież tworzyć swojego najnowszego dzieła, spędzając nad nim tylko pięć minut dziennie. Dlaczego Evan tego nie rozumiał?
‒ Czy cokolwiek jadłaś? Wyglądasz jakbyś nie jadła od dwóch dni. ‒ poczuła na policzku ciepłą dłoń chłopaka i na moment odruchowo uniosła kąciki ust. Ciepło promieniowało i ogrzewało jej zmarznięte ręce. Ciekawe czy tak właśnie czuła się Elżbieta w jej historii, kiedy Edward zrobił to samo. Będzie trzeba dokładnie to opisać. 
Po chwili wróciła do rzeczywistości, czując jak coś zaciska się wokół jej szyi, a ona ma problem z oddychaniem.
‒ Nie mam czasu na takie rzeczy, Ev. Wiesz o tym. Moi czytelnicy-
‒ -twoi czytelnicy są w stanie zrozumieć, że masz swoje życie. ‒ Evan przerwał jej ‒ Naprawdę. Chodź, zrobię ci coś do jedzenia. Musisz coś zjeść. Pamiętasz co było miesiąc temu, kiedy pisałaś tamto opowiadanie o „Hamiltonie”? ‒ chłopak posłał jej wymowne spojrzenie, unosząc brew w ten sposób, którego Ellen szczególnie nie lubiła.
‒ Tak. Nie wiem czemu mówisz to w ten sposób, przecież to był mój pierwszy sukces! Kto by pomyślał, że Washington i żona Burra będą tak dobrym szipem? ‒ na chwilę pozwoliła sobie na lekki uśmiech, gdy poczuła jak mimowolnie wpada w sidła wspomnień. Stukanie klawiatury, zapach gorącej czekolady, koc owinięty wokół niej, miękki jak miłe sny i dłonie brudne od atramentu, którego używała do zapisywania na kartce pierwszej wersji opowiadania.
‒ Nie to mam na myśli. Jasne, cieszę się twoim sukcesem, ale nie wychodziłaś wtedy z domu przez dwa tygodnie. Wszyscy się martwili!
Ellen westchnęła. Była pewna, że Evan nie ma tego tak naprawdę na myśli. Nikt nie mógł się o nią martwić, skoro wszyscy ich znajomi wiedzieli doskonale o tym jak dobrze jej idzie. Musiała jakoś uświadomić to chłopakowi.
‒ Słuchaj, jeszcze tylko trochę, okay? Za chwilę Edward powie Elżbiecie, że ją kocha i później muszę napisać scenę, w której idą nad jezioro-
‒ Ellen. Co ze mną?
Wybił ją z rytmu. Zamrugała kilkakrotnie, nie do końca wiedząc co Evan ma do Edwarda edukującego Elżbietę na temat emancypacji kobiet. 
‒ A co z tobą? ‒ zmrużyła oczy i uniosła brwi, patrząc na swojego rozmówcę.
‒ Jesteśmy razem od dwóch lat. Mam wrażenie, że wolisz wszystkie twoje fikcyjne postaci ode mnie! Ze mną nigdy nie chciałaś iść nad jezioro, nie chciałaś robić ze mną niczego, o czym piszesz później w swoich opowiadaniach. ‒ chłopak mówił coraz szybciej, a jego oczy nie spuszczały z niej wzroku. Ellen zastanawiała się, czy wyglądały jak oczy Edwarda. ‒ Czy wolisz żyć swoimi historycznymi fanfikami, niż mną?
‒ Evan, wiesz, że tak nie jest... ‒ odpowiedziała automatycznie. Złapała go lekko za dłoń, a on uniósł ją do góry i przez chwilę obracał, tak jak kiedyś, dwa lata temu, kiedy oboje szli przed siebie po parku w deszczowy dzień, próbując chować się pod parasolem. Nie była pewna, czy to wszystko naprawdę miało miejsce. Wspomnienia przykryła mgła.To brzmiało jak dobra scena, tylko że w czasach, w których toczyła się akcja jej opowiadania, nie było parasoli. A może były? Będzie musiała zrobić risercz...
‒ Cóż, mam wrażenie, że taka właśnie jest prawda. Możesz spędzać całe dnie pisząc swoje opowiadania, poza którymi nie widzisz świata albo skonfrontować się z realnym życiem i choć raz w życiu ze mną porozmawiać. Wybór jest twój. W każdym razie, ja wychodzę. ‒ jego błyszczące oczy wbiły w Ellen swój wzrok, który palił ją fizycznie. Evan puścił jej dłoń i teraz kierował się w stronę wyjścia, posyłając dziewczynie ostatnie spojrzenie. Czy chciał, aby za nim poszła?
Stukanie w klawiaturę znów się zaczęło i przybierało na sile, aż ponownie przypominało deszcz za oknem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz