30 kwietnia 2019

Pierwsza kwarta


Obudziła się późnym rankiem, a oślepiało ją światło księżyca

Księżyc świecił wyjątkowo jasno i blisko tej nocy.
Iga stała oparta o maskę wysłużonego volksvagena golfa i paliła papierosa, wpatrując się w niebo. Rachela skrupulatnie rozplątywała sieć przy latarce z telefonu. 
–  To głupi pomysł –  rzuciła Iga, nerwowo strzepując popiół na mokrą trawę. Zaparkowały na podmokłej łące zaraz przy jeziorze. Koła lekko zapadły się w miękki grunt. Świerszcze cykał jak szalone.  
Rachela podniosła wzrok znad rybackiej sieci z Allegro, największej, jakiej znalazły.
–  Serio mówisz mi to teraz? Teraz, kiedy prawie rozplątałam to gówno?
Iga rzuciła papierosa i skrupulatnie wdeptała go w ziemię.
–  A co jak nas ktoś złapie? Pal licho policja, ale, nie wiem, tajne służby, jakieś NATO, ONZ? –  mówiła coraz szybciej. –  To jest, jakby nie patrzeć, sprawa globalna. 
–  Globalne pieniądze –  rzuciła jej przyjaciółka z demonicznym uśmiechem.
–  To wariactwo.
Rachela skończyła rozplątywać sieć i chciała wymownie zatrzasnąć bagażnik. Coś pękło. Iga uniosła brwi.
–  Czy właśnie zepsułaś bagażnik?
–  Iga, właśnie mamy dokonać kradzieży życia, nie, kradzieży świata, najbardziej bezczelnej i spektakularnej w dziejach. I po miesiącach planowań i pomiarów, i szukania odpowiedniej lokalizacji, po miesiącach współpracy w tę jedną, kluczową noc mówisz, że jednak to głupi pomysł.
–  Wiesz, geniuszu zła, z otwartym bagażnikiem daleko nie zajedziemy.
Rachela wzruszyła ramionami.
–  Kupimy nowe auto. Albo – zawahała się na ułamek sekundy – albo ukradniemy.
–  Rozkręcasz się, co?
–  Silencio. – Rachela chwyciła sieć. – Mamy mało czasu.
Iga westchnęła. Przyjaciółka spojrzała na nią i uniosła pytająco brwi.
–  Forsa – rzuciła zachęcająco. – Masa forsy. Pamiętasz?
Iga, niestety, pamiętała. Spróbowała się uśmiechnąć i skinęła głową.
–  No i pięknie. – Rachela zatarła ręce. Było zimno. Chwyciła za jeden koniec sieci. – To co? Jedziemy.
Dzięki skrupulatnym pomiarom i starannym wybraniu lokalizacji, aktowi zbrodni przyglądać się mogły jedynie łąkowe żaby. Gdyby jednak przechodził tędy jakiś człowiek, mógłby zdumieć się widokiem dwu młodych kobiet, zawzięcie zarzucających sieć w niebo. Może przystanąłby nawet i zaniepokojony obserwował, jak spocone i zziajane, kontynuują wysiłki, rozplątują rybackie narzędzie i znowu ciskają ją wysoko, najwyżej jak tylko mogą.  Gdyby był wytrwały, może zobaczyłby nawet, jak sieć wreszcie na coś trafia.
Usłyszałby krzyk radości. A potem jego niedowierzający wzrok skierowałby się w górę. I znowu w dół. Gdyby podkradł się wystarczająco blisko, zobaczyłby drżące z wysiłku ręce.
Nawet, jeśli nie zostałby na główną część przedstawienia, odchodząc, z pewnością usłyszałby chlupot wody, w którą z impetem wpadło coś dużego.
Iga z niedowierzaniem wpatrywała się w lśniące srebrzyście jezioro. Kawałki skały dryfowały na powierzchni.  Zziajana Rachela szturchnęła ją i pociągnęła za sieć. We dwie doholowały zdobycz na zamuloną plażę, ryjąc butami w piasku.
Iga i Rachela zmrużyły oczy, kiedy blask wyłowionego księżyca uderzył je w oczy.

***

Iga obudziła się po dwunastej, z potwornym bólem głowy i ostrym światłem wdzierającym się pod powieki. Zmrużyła oczy. Leżała na rozłożonym fotelu pasażera, z głową przy leżącym w bagażniku księżycu. Lśnił jak wariat.
–  Czemu on tak świeci? – wymamrotała Iga półprzytomnie.
–  Odbija światło słońca – wyjaśniła Rachela. Iga wygięła szyję. Współtowarzyszka w zbrodni siedziała za kierownicą i popijała kawę z plastikowego kubka.
–  Ja pierdolę – rzekła Iga bezradnie.
Rachela wzruszyła ramionami z przewrotnym uśmiechem.
–  Podstawowe prawa fizyki. Kawy? – Znacząco stuknęła drugim, cudownie pełnym kubkiem o deskę rozdzielczą.
Iga  przywróciła fotel do pozycji wertykalnej. Obok kubków leżała jeszcze papierowa torba ze stacji benzynowej, pełna rogalików, owsianych ciastek i pączków ze wściekle różowym lukrem. Był piękny, słoneczny dzień. 
–  Kanapki wyglądały na antyczne – rzuciła Rachela. – Więc no. Cheat day!
–  Jej – rzuciła Iga z umiarkowanym entuzjazmem i po chwili namysłu sięgnęła po rogalika. Przez chwilę siedziały w milczeniu. – Naprawdę to zrobiłyśmy – powiedziała wreszcie.
Rachela zerknęła na nią kątem oka.
–  Naprawdę – powtórzyła Iga. Przetarła zaspane oczy. – Naprawdę to zrobiłyśmy. – Milczała przez chwilę, pokręciła głową. – Ja pierdolę.
Rachela wpatrywała się w nią z uśmiechem.
–  Jesteśmy dobre.
–  Jesteśmy głupie. – Siedziały przez chwilę w ciszy. Iga wyciągnęła przed siebie kubek z kawą. – No to za głupotę.
Przyjaciółka wyszczerzyła radośnie zęby.
–  Za głupotę.
Stuknęły się plastikiem ze stacji benzynowej. Upiły po łyku i skrzywiły się jednocześnie.
Iga zerknęła na księżyc.
–  Przykryj to jakimś kocem. Wyglądamy jak latarnia.
Rachela skinęła głową.
–  Ogarnę. Aha, jak chcesz iść na stację, to teraz, dobra? Musimy już jechać.
Iga skinęła głową i otworzyła drzwi.
–  Gdzie najpierw? – zapytała jeszcze.
W równoczesnych promieniach słońca i księżyca blond włosy Racheli też zdawały się świecić. Uśmiechnęła się radośnie.

–  Do potencjalnego kupca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz