5 grudnia 2018

Odrodzenie


Nie miałem miejsca. Nic do mnie nie należało. Moje życie było niczym łódź dryfująca bez żagli czy wioseł po wzburzonych falach. Mogłem jedynie się przyglądać, a ono toczyło się gdzieś obok, daleko poza zasięgiem rąk. Świat zakpił sobie ze mnie i odebrał mi szansę na szczęście przed urodzeniem? Tak myślałem. Przestawiany z kąta w kąt. Przeganiany problem, którego należy się pozbyć. I tak bez końca. I jedynie nierealne marzenia śnione z poczuciem winy dawały mi nadzieję, że kiedyś moje zdanie będzie ważne.
Pragnąłem, żeby ktoś kiedyś zapytał mnie o coś i naprawdę liczył się z tą odpowiedzią. Żebym mógł coś wybrać. Niewiarygodne, jak niewiele potrzeba do szczęścia popychadłom losu. Chcemy małych rzeczy, bo wydają nam się wielkimi, nie do zrealizowania. Aspiracje o zmianie świata, sławie czy majątku pozostawiamy tym szczęśliwcom, którzy myślą, że naprawdę ciężka praca coś da. Kiedy jesteś zamknięty w ciemnym pokoju z dala od kogokolwiek i błąkasz się po nim po omacku, tak naprawdę nie pokonując żadnej drogi naprzód ‒ wtedy rządzi tobą przypadek, wola innych, nie twoje starania.
Ludzi było wielu. Ich twarze zacierają się w pamięci, zlewają w jedno ‒ surowe oblicze z pewną naganą w oczach, jakby ta osoba karciła mnie za samo istnienie. Pójdziesz tu. Teraz tam. Och, znowu ty!
Błądzący w mroku nie widzą przyszłości. Nie wiedzą, co robić; jak mieliby się nauczyć, skoro byli sami? Ciężko samemu odnaleźć drogę ku jasności bez żadnych wskazówek. Jednak nie tylko niewiedza nas powstrzymuje. Nie ma nic gorszego niż strach. Bałem się kolejnych zmian; bałem się, że to się nigdy nie zmieni.
Dlatego nawet nikły promyk był tak dla mnie ważny.
Kiedy tylko dostrzegałem coś odmiennego ‒ życzliwość, troskę ‒ cofałem się. Nie znałem tego, więc to nie było normalne. Jednak nie potrafiłem oderwać wzroku. Po chwili nieufności rozbudzała się we mnie ciekawość i pragnienie na więcej. Jakże byłoby wspaniale poznać jeszcze raz to śmieszne uczucie bycia akceptowanym! Nie mogłem wiedzieć, że byłem niczym tresowany dziki zwierz. Oswajany stopniowo z miłością, gdyż wylana na mnie od razu mogłaby tylko mnie spłoszyć. Krok do przodu, unik i tak na zmianę.
Zapewne nigdy się w pełni nie otworzę.
Nigdy w pełni nie zrozumiem i nie będzie dla mnie proste dzielić się ciepłem z innymi. Jednak czasy ciasnej ciemności już się zakończyły. Pozostało tylko wspomnienie, niezwykle żywe. Często się boję, że byle co może je przemienić w rzeczywistość, ale to nieprawda. Poznałem dobro i właściwi ludzie odnaleźli mnie, bym mógł być członkiem rodziny.
Myślę o tym, owijając drucik od bombki wokół gałązki świątecznego drzewka. Wyobrażam sobie też tych wszystkich, którzy również mają nadzieję na obchodzenie Bożego Narodzenia ze spokojem w sercu. I chcę im tylko powiedzieć: nie traćcie nadziei. Kiedyś fale wyrzucą was na stały ląd, a na nim będziecie mogli chodzić, gdzie wam się tylko podoba. Jeśli jednak morze jest kapryśne i nie dostrzegacie żadnych wysp ‒ zawsze możecie wiosłować jeszcze rękami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz