O Tobie
On stoi za mną.
Czuję jego mroźny
oddech na skroni. Naprawdę. Naprawdę próbuję uciec! Ale wsysa mnie ziemia,
zgniata powietrze, rozpływa się, rozpły… roz… Raz! Choć raz pozwólcie mi stanąć
na nogi. Upraszam się choćby o obecność. Przymgloną. Choćby od niej, z nią.
Nie. Choćby nią zacząć. Cokolwiek.
Wciąż stoi za mną.
Straszy,
przestrasza, ponagla by biec. A ja naprawdę. Naprawdę próbuję ruszyć się z
miejsca! Tym razem czuję, jak dotyka moich piersi. Jak jego palce przesuwają
się po moim nagim ciele. Ten dotyk pali i mrozi zarazem. Drżę. Już nie
potrafię, nie potrafię uciec. Zastygam z oczami wlepionymi w przestrzeń.
A on stoi za mną.
Pytasz jak wyglądał
tamtej nocy. Opowiadam, że jak upiór, który za wszelką cenę chciał, bym została
bez niczego. By wypełnił mnie całą.
Strach.
Zaś ona przygląda
się, gdy idę ulicą.
I gdyby mogła, to
cały czas rugałaby mnie deszczem. Dlatego nie przyznam się jej nigdy, że lubię
drobne krople spływające po moich policzkach. Ze wzruszenia… kocham, naprawdę!
Od niej nie potrafię uciekać. Potrafię się w niej zatopić, choć czuję jak jej
mokra sukienka sprawia, że i ja moknę. Delikatny materiał nasiąka wodą i staje
się coraz cięższy i cięższy aż przymykam powieki i płaczę. Potrafię o niej dużo
mówić, ale dziś nie chcę.
Ona jest smutna.
A ja chcę być
szczęśliwa.
Aż w końcu wpada On
i trzaska drzwiami. ,,No, dalej!’’ krzyczy. ,,Pokaż, na co cię stać!’’. Więc
krzyczę i staję się wulkanem. Brakuje jeszcze tylko tego, żebym zaczęła tupać
stopą ze złości. Ale nie mam siły. Więc tylko zaciskam pięść i szykuję się, by
uderzyć. Ale nie mam dobrej taktyki. Fuksem umykam sama przed sobą, choć
nauczono mnie tylko chwytów podstawowych. Ale i one potrafią zranić.
Nawiedzają mnie
ludzie, których zabiłam. A Oni wciąż żyją.
Nawiedza mnie Strach.
Przytulasz mnie, bym już się nie bała.
Odwiedza Smutek.
Ocierasz łzy.
Wtarga Złość.
Pozwalasz.
I potrafisz we mnie
uspokajać wzburzone morze, gdy tylko zasnę przy Twoim ramieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz