Główny bohater/bohaterka zaczyna flirtować z nowo poznaną osobą w galerii sztuki
Joannie
– Asieńko, szalik – usłyszałam zaraz po otwarciu drzwi.
Na wieszaku w przedpokoju wisiała ich cała kolekcja. Klasyczna arafatka, wełniany komin z fantazyjnym ściegiem i lekka, różowa chustka – wybrałam ten w niebieską kratkę. Z materiałem w dłoni przekroczyłam próg i krzyknąwszy, że wychodzę, trzasnęłam drzwiami.
Klatka schodowa śmierdziała detergentem. Szybko zbiegłam po schodach i wypadłam na chodnik przed blokiem.
Pogoda była fantastyczna. Pachniało słońcem i wiosną, na twarzy czułam powiew wiatru. Uśmiechnęłam się szeroko do przechodzącej obok sąsiadki i ruszyłam w dół ulicy. Na samym jej końcu stała modernistyczna galeria sztuki Interpretacje.
Paradoksalnie budynek był klasycystyczny, ogród francuski.
Elektrozamek przy wejściu dla pracowników powitał mnie radosnym kliknięciem. Pchnęłam drzwi i weszłam do pomieszczenia socjalnego. Na parapecie z nogami pod brodą siedziała Anika i rozmawiała przez telefon. Zarejestrowałam, jak chichotała i kokieteryjnie odgarniała długie, rude włosy. Kiwnęłam głową w jej stronę i wyszłam na salę, w której znajdowała się wystawa sztuk autorstwa uczniów miejscowego liceum artystycznego.
Jak co dzień stanęłam w rogu pomieszczenia i rozglądałam się, pilnując ekspozycji. Moją uwagę zwróciła młoda kobieta – wyglądała na zagubioną. Zrobiłam trzy kroki w jej stronę i stanęłam obok, twarzą do szarawego, zamglonego obrazu.
– Dzień dobry, mogę pani w czymś pomóc? – spytałam, przywołując na twarz przyjazny uśmiech.
– I’m sorry. Do you speak English? Ou parlez-vous français? – W uroczy sposób przekrzywiła głowę, spoglądając na mnie.
– Can I help you? – powtórzyłam pytanie.
– No, thank you, I just wanted to look at this painting. It’s amazing, isn’t it?
Dziewczyna wzbudziła we mnie od razu pozytywne emocje. Ubrana była w bluzę z kapturem i jeansy, a poruszała się jak modelka albo tancerka. Delikatnie się uśmiechała i z gracją odwróciła w moją stronę.
– I’m Megan. – Wyciągnęła smukłą dłoń ozdobioną pierścionkiem z różowego złota. – Your name is Joanna? – Wskazała mój identyfikator.
Uśmiechnęłam się, bo wymówiła moje imię z silnym amerykańskim akcentem, choć po polsku. Potwierdziłam skinieniem głowy.
– I have to go back to my job if you don’t need me. Have a nice experience in our art gallery – powiedziałam i chciałam się odwrócić, by odejść, ale poczułam zimne palce muskające wierzch mojej dłoni.
– I’ll see you again? – zapytała z nadzieją wymalowaną na twarzy i spuściła oczy. Dostrzegłam, że zarumieniły jej się policzki.
Wzruszyłam ramionami, ale wyciągnęłam z kieszeni marynarki wizytówkę i włożyłam w jej dłoń. Zacisnęła palce na kartoniku. Korzystając z okazji, przeszłam z powrotem na swoje stałe miejsce koordynatora wystawy.
***
Wracałam do domu już po ciemku. Szłam szybko i z niepokojem rozglądałam się na boki. Wzdrygałam się na widok każdego cienia, nawet jeśli rzucał go kosz na śmieci. Gdy zadzwoniła moja komórka, też najpierw się przestraszyłam, a dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do mnie, że to dźwięk mojego własnego telefonu. Odebrałam.
– Hi, it’s Megan – usłyszałam w słuchawce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz