Czasami
zdawało jej się, że słyszy jej głos, szept, który mówił, żeby sobie poszła.
Jiiiiiiiiidź,
iiiiiiiiiidź…
Nigdy
nie spełniała tej prośby. Przystawiała wtedy ucho do drzwi, z nadzieją na
jeszcze jedno słowo, jeszcze jeden jęk.
‒
Elsa? Jesteś tam?
Jednak
głos zwykle zmieniał się wtedy w cichy świst, a strapiona Anna wstawała i
odchodziła od drzwi, powłócząc nogami i unosząc wzrok na gołe, targane wiatrem
drzewa za oknem.
‒
Panienko! Jeśli wychodziłaby panienka na zewnątrz, proszę założyć ciepły płaszcz
i szal. Okropnie wieje ‒ wołała za nią służba. Anna kuliła się tylko na te
słowa. Nie zamierzała wychodzić na zewnątrz. Z początku odwracała się do nich
wtedy i pytała:
‒
Może mogłabym zobaczyć się z siostrą?
‒
Jego wysokość stanowczo tego zabroniła ‒ odpowiadali wtedy służący. Uśmiech
Anny zawsze wówczas przygasał.
Z
czasem przestała pytać. Nigdy się nie zgadzali.
Nie
do końca pamiętała, jak wyglądała Elsa; niebieskie oczy, zadarty nos, kilka
piegów. Białe włosy. To wszystko; ale co z kształtem twarzy, co z ustami ‒ były
wąskie, czy pełne? Jaki miała kolor skóry ‒ jaśniejszy od Anny, ciemniejszy,
może taki sam? Wszystkie szczegóły rozmyły się, rozpłynęły jak topniejący lód.
Najgorsze
było to, że i tak wspomnienie, które miała, było już zupełnie nieaktualne. Ona
sama czasem dziwiła się, jak bardzo się zmieniła, gdy patrzyła na swoje odbicie
w lustrze. Jej siostra też musiała być już kimś innym. Nie znała Elsy; trochę
ją pamiętała, ale tamta Elsa ze wspomnień już dawno odeszła. Żyła tylko w jej
głowie.
Zdarzało
jej się siadać na ławie pod jednym z obrazów i mówić do mężczyzny, który
patrzył na nią z ramy naprzeciwko. Inicjały E.S. przypominały jej o Elsie; może
dlatego starała się dostrzec ją w smukłej, pociągłej męskiej twarzy w
okularach. Elsa nie nosiła okularów. Chyba.
‒
Widzisz, Elso, miałyśmy kiedyś taki rower, na którym jeździłyśmy wiosną.
Zniszczyłam go, bo za bardzo przypominał mi o tobie. Przepraszam. Wszystko się
ostatnio popsuło.
Spuściła
głowę i przymknęła powieki; przed oczami stanął jej obraz kogoś jak Elsa i E.S.
w jednym. Powoli zaczynali się jej mieszać.
Ręka
bolała ją już od machania rodzicom, którzy wielkim statkiem odpływali z portu.
Życzyła im wcześniej bezpiecznej podróży, ale miała wrażenie, że zrobiła to
zbyt chłodno. Rekompensowała to machaniem i promiennym uśmiechem.
Pogoda
nie była ostatnio najlepsza; Anna czuła, że jej rude włosy i pogodny wyraz
twarzy nie pasują do zachmurzonego nieba i pokrytych szronem drzew i dachów.
Zadrżała z zimna i otuliła się ciaśniej paltem.
Statek
odpływał coraz dalej; Anna nie potrafiła rozróżnić sylwetek rodziców od innych
ludzi.
‒
No już, wracajmy. I tak panienki nie widzą.
Westchnęła,
pomachała im ostatni raz i odwróciła się, by wrócić do zamku. W tłumie
rozchodzących się mieszczan starała się dostrzec Elsę, ale zdaje się, że jej
nie było. Poczuła przenikające ją zimno. Czy jej siostra naprawdę nie wyszła
pożegnać rodziców? Myślała, że chociaż tutaj uda jej się ją zobaczyć.
Nie
widziała Elsy już dziesięć lat i zapominała powoli jej głosu. Zawiał wiatr. Nie
słyszała już w nim zawodzenia siostry.
Anna
już dobrą chwilę wpatrywała się w niskiego, siwiejącego już posłańca,
siedzącego przy stole na trójnogim stołku.
‒
Sztorm. Straszny wypadek. Teraz ciągle dzieją się takie rzeczy. Morze nie jest
zbyt spokojne.
‒
No tak, oczywiście. Ktoś przeżył?
‒
Nikt. Rodziny ich opłakują, w całej wsi żałoba. Zanim statek dopłynął do
Arendelle, zawitał jeszcze do jednego portu, to stamtąd była większość załogi..
A jej i jego wysokość, czy oni mieli jakichś krewnych?
‒
Dwie córki. Martwię się zwłaszcza o jedną, może ciężko to znieść…
Anna
wycofała się powoli na korytarz. Spojrzała na swoje dłonie. Drżały, ale nie
widziała ich zbyt wyraźnie, bo jej oczy wypełniły się łzami. Nie rozumiała
dlaczego, przecież wcale nie było jej smutno…
Elsa.
Musi powiedzieć Elsie, zanim zrobi to ktoś inny.
Ruszyła
szybkim krokiem w kierunku komnaty siostry; po chwili zaczęła biec. Miękki
dywan sprawiał, że kroków nie było słychać; większy hałas od nich czynił jej
płytki oddech. Skręciła w prawo, potem w lewo, wbiegła po schodach, o, jeszcze
kawałek prosto; obraz rozmazywał jej się przed oczami, ale nie zwracała na to
uwagi.
Stanęła
przed wielkimi, białymi drzwiami, i kilka razy uderzyła w nie pięścią.
‒
Elsa? Elsa! Otwórz mi, błagam, to poważna sprawa, tym razem to potwornie
poważna sprawa…
‒
Panienko! Proszę odsunąć się od drzwi ‒ usłyszała głos sapiącej służącej. ‒ Panienko,
proszę, księżniczka Elsa nie lubi, kiedy się jej przeszkadza…
Anna
poczuła, jak ktoś łapie ją za rękę. Ścisnęła tę dłoń mocniej, po czym odwróciła
się, wykręcając pod nienaturalnym kątem.
Służąca
krzyknęła z bólu.
‒
Otwórz mi drzwi! ‒ Anna wrzasnęła z rozpaczy. ‒ Muszę ją zobaczyć, natychmiast
muszę ją zobaczyć i powiedzieć jej, co się stało. Masz klucz, prawda?
Codziennie przynosisz jej jedzenie.
‒
Niech… mnie panienka… puści ‒ jęknęła przerażona kobieta, próbując wyrwać się
Annie.
‒
Najpierw klucz ‒ powiedziała dziewczyna. Głos dziewczyny był dziwnie
mechaniczny, nie pasował ani do paniki, która gnieździła się w jej oczach, ani
do wrzasków sprzed chwili.
Służąca
głośno przełknęła ślinę i przez chwilę mierzyła się z Anną wzrokiem. W końcu
drżącą dłonią wygrzebała z kieszeni fartucha metalowy klucz i powoli podała go
księżniczce.
‒
Niech tam lepiej panienka nie wchodzi, to nie jest dobry pomysł ‒ powiedziała
tylko, zanim położyła przedmiot na dłoni Anny.
Dziewczyna
chwyciła go, puściła służącą i wepchnęła klucz do zamka. Przekręciła go.
Otworzyła
drzwi i zamarła.
Zimno;
to pierwsze, co poczuła, gdy stanęła w progu komnaty. Zaraz potem pojawił się
szok, niedowierzanie i strach.
Ściany
były białe od szronu, a lód stworzył na nich smukłe, niebieskie wzory. Podłoga
została całkowicie zaśnieżona; każdy przedmiot w pokoju pokryty był warstwą
lekkiego, jasnego puchu. Padało; Anna uniosła głowę, ale nie znalazła źródła
śniegu ‒ sufit był tak samo biały, jak cała reszta. Ujrzała pokryty lodem
żyrandol przyozdobiony szkłem. Chwila, nie, to nie było szkło ‒ to również był
lód.
Był
wszędzie ‒ na ścianach, na meblach, na oknie. Jakby ktoś pociągnął pędzlem po
całej komnacie i zostawił wszędzie dokładne, misterne wzory, niebieskie, białe
i przezroczyste. Wszystko miało taką barwę.
Wyglądało
to bardzo pięknie. Anna była zachwycona.
Dopiero
po chwili dostrzegła wielkie łoże z baldachimem, również pokryte warstwą śniegu
i nogami w kryształowych wzorach. To na nim spoczywała równie niebieska jak
wszystko inne dziewczynka.
Białe
włosy, zadarty nos, zamknięte oczy.
Anna
wolnym krokiem podeszła do łóżka. Pończochy natychmiast przesiąkły jej od
śniegu, ale nie czuła zimna. To znaczy, nie w stopach.
Pochyliła
się nad małym, niebieskim, zamkniętym w lodowej skorupie ciałem siostry. Lód
był bardzo cienki, tak cienki, że każdy zapomniany przez Annę szczegół był
idealnie widoczny. Kształt twarzy. Wąskie, zaciśnięte usta. Gdy przyjrzała się
uważnie, mogła nawet dostrzec piegi.
Maleńkie
sopelki zebrały się na końcach rzęs Elsy. Na policzkach widniały małe wypustki;
zamarznięte krople łez.
Anna
nie zaczęła krzyczeć, dopóki nie dotknęła sztywnej, malutkiej dłoni siostry.
Wbrew jej oczekiwaniom, Elsa nic a nic się nie zmieniła.
Pomyleńcy,
wariaci, trzymali ją tu cały ten czas…
‒
Panienko, proszę się uspokoić… ‒ głos
służby docierał do niej jak spod wody. Wrzeszczała. Chciała coś powiedzieć, ale
nie mogła znaleźć słów. Przemykały przez jej głowę zbyt szybko, by zdołała je
uchwycić.
Nie
powiedzieli mi, nie powiedzieli, nie powiedzieli…
‒
Panienko, nie mieliśmy pojęcia, co
się dzieje…
‒
Mówiłem, że lepiej, żeby nie dawać jej tego klucza ‒ dobiegł ją czyjś
zirytowany szept.
‒
Wykręciła mi nadgarstek, to co miałam zrobić? Prędzej czy później sama
by…
Anna
wybiegła z komnaty siostry, odtrącając próbujące ją zatrzymać dłonie.
Nie
powiedzieli, nie powiedzieli, ci pomyleńcy nic mi nie powiedzieli…
‒
Naprawdę nie mieliśmy pojęcia…
Smutne
głosy zostały w tyle, a Anna nurkowała coraz głębiej. Świat całkowicie się
rozpływał, a słowa przemykające przez jej głowę zaczynały formować się w
zdania. Wszystko zwalniało.
Powoli,
w morzu napływających myśli, zaczęła wyłaniać się z nich ta najbardziej
przerażająca.
Zabiłam
Elsę.
Powinnam
im uwierzyć. Nie prosić o klucz. Nie wchodzić. Nie otwierać drzwi.
Powinna
była dalej widzieć Elsę jako E.S., w okularach. Wtedy przynajmniej nadal by
żyła.
W
jej głowie. W jej umyśle. Elsa by nie umarła.
Otwierając
drzwi, Anna zmieniła postać rzeczy.
Otwierając
drzwi, Anna pozbawiła swoją siostrę życia.
Obok
niej przemknął czarny kot. A może wcale nie był czarny, może to Annie zrobiło
się ciemno przed oczami? Na wszystkim zaczęły pojawiać się małe, ciemne plamki,
potem coraz większe, i… Powieki Anny zamknęły się ciężko, gdy upadała na
ziemię.