Nie miałem miejsca. Nic do mnie nie
należało. Moje życie było niczym łódź dryfująca bez żagli czy wioseł po
wzburzonych falach. Mogłem jedynie się przyglądać, a ono toczyło się gdzieś
obok, daleko poza zasięgiem rąk. Świat zakpił sobie ze mnie i odebrał mi szansę
na szczęście przed urodzeniem? Tak myślałem. Przestawiany z kąta w kąt.
Przeganiany problem, którego należy się pozbyć. I tak bez końca. I jedynie nierealne
marzenia śnione z poczuciem winy dawały mi nadzieję, że kiedyś moje zdanie
będzie ważne.
Pragnąłem, żeby ktoś kiedyś zapytał mnie
o coś i naprawdę liczył się z tą odpowiedzią. Żebym mógł coś wybrać. Niewiarygodne,
jak niewiele potrzeba do szczęścia popychadłom losu. Chcemy małych rzeczy, bo
wydają nam się wielkimi, nie do zrealizowania. Aspiracje o zmianie świata,
sławie czy majątku pozostawiamy tym szczęśliwcom, którzy myślą, że naprawdę
ciężka praca coś da. Kiedy jesteś zamknięty w ciemnym pokoju z dala od kogokolwiek
i błąkasz się po nim po omacku, tak naprawdę nie pokonując żadnej drogi naprzód
‒ wtedy rządzi tobą przypadek, wola innych, nie twoje starania.
Ludzi było wielu. Ich twarze zacierają
się w pamięci, zlewają w jedno ‒ surowe oblicze z pewną naganą w oczach, jakby
ta osoba karciła mnie za samo istnienie. Pójdziesz tu. Teraz tam. Och, znowu
ty!
Błądzący w mroku nie widzą
przyszłości. Nie wiedzą, co robić; jak mieliby się nauczyć, skoro byli sami?
Ciężko samemu odnaleźć drogę ku jasności bez żadnych wskazówek. Jednak nie
tylko niewiedza nas powstrzymuje. Nie ma nic gorszego niż strach. Bałem się
kolejnych zmian; bałem się, że to się nigdy nie zmieni.
Dlatego nawet nikły promyk był tak
dla mnie ważny.
Kiedy tylko dostrzegałem coś
odmiennego ‒ życzliwość, troskę ‒ cofałem się. Nie znałem tego, więc to nie
było normalne. Jednak nie potrafiłem oderwać wzroku. Po chwili nieufności
rozbudzała się we mnie ciekawość i pragnienie na więcej. Jakże byłoby wspaniale
poznać jeszcze raz to śmieszne uczucie bycia akceptowanym! Nie mogłem wiedzieć,
że byłem niczym tresowany dziki zwierz. Oswajany stopniowo z miłością, gdyż
wylana na mnie od razu mogłaby tylko mnie spłoszyć. Krok do przodu, unik i tak
na zmianę.
Zapewne nigdy się w pełni nie
otworzę.
Nigdy w pełni nie zrozumiem i nie będzie
dla mnie proste dzielić się ciepłem z innymi. Jednak czasy ciasnej ciemności
już się zakończyły. Pozostało tylko wspomnienie, niezwykle żywe. Często się
boję, że byle co może je przemienić w rzeczywistość, ale to nieprawda. Poznałem
dobro i właściwi ludzie odnaleźli mnie, bym mógł być członkiem rodziny.
Myślę o tym, owijając drucik od
bombki wokół gałązki świątecznego drzewka. Wyobrażam sobie też tych wszystkich,
którzy również mają nadzieję na obchodzenie Bożego Narodzenia ze spokojem w
sercu. I chcę im tylko powiedzieć: nie traćcie nadziei. Kiedyś fale wyrzucą was
na stały ląd, a na nim będziecie mogli chodzić, gdzie wam się tylko podoba.
Jeśli jednak morze jest kapryśne i nie dostrzegacie żadnych wysp ‒ zawsze możecie
wiosłować jeszcze rękami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz