Last
Christmas I gave you my heart
But the
very next day you gave it away
This year,
to save me from tears
I'll
give it to someone specialLast Christmas I gave you my heart
But the
very next day you gave it away
This
year, to save me from tears
I'll
give it to someone special
Henry wiedział od zawsze, że
swojego serca nie można podarować każdej pierwszej lepszej, nowopoznanej
osobie. Zdawał sobie sprawę z tego jak okrutnie mogliby obejść się z nim
niektórzy. Może nawet większość osób. Serce to nie byle co - to niezwykle
wrażliwa, krucha część każdego z nas. Nie rozumiał dlaczego jego Dot to
zrobiła. Dlaczego tak chętnie wystawiła rękę w stronę obcego i dała mu swoją
najcenniejszą część, swoje kochające serce, którego wartość jedynie Henry mógł
kiedykolwiek pojąć. Nie mógł dłużej na to patrzeć, nie ufał jej nowemu
narzeczonemu. Jego oczy błyszczały się nie gdy patrzył na swoją “ukochaną”, a
gdy opowiadał o swojej pracy. To było jasne, od samego początku, że nigdy nie
pokocha Dot tak, jak powinien, że praca wygra z nią za każdym razem. Więc
musiał coś z tym zrobić. Henry nie mógł stać w miejscu i czekać.
Dot była więc pierwszą,
pierwszą której serce Henry Brightens uratował. Długo zbierał się na to, długo
czekał na odpowiedni moment. Rozważał czy faktycznie warto utracić kompana
rozmowy. Uznał jednak, że bardziej liczyło się serce jego przyjaciółki.
Trzynastego maja przestał
więc czekać.
Postarał się, aby było to jak
najmniej bolesne. Użył hioscyny w kawie - aby usnęła swoim delikatnym snem.
Przymknęła muśnięte naturalnym, brązowym cieniem do powiek oczy, zamknęła
czerwone, idealne usta. Odczekał kilka sekund aż przestanie oddychać, a przez
cały ten czas trzymał ją mocno za rękę. Później pocałował ją w gładkie, blade
czoło i dokładnie, precyzyjnym ruchem naciął miejsce, w którym znajdowało się
serce.
Następna była Sally. Nie
miała czarnych włosów Dot, a usta malowała raczej na naturalne kolory. Skradła
serce Henry’ego ledwo widocznym uśmiechem, długopisowymi bazgrołami na rękach i
ubraniami, które zawsze pachniały świeżą kawę. Była delikatną morską bryzą,
czymś dotychczas dla Henry’ego nieznanym, bo jego poprzednia przyjaciółka była
bardziej rześkim chłodnym powiewem w gorący dzień. I ona nie chciała Henry’emu
podarować swojego serca, choć przecież był dla niej, zawsze. W dzień i w noc,
przez telefon i na żywo. Podziwiał ją, zawsze patrzył na nią z szeroko
otwartymi oczami, a w jej błyszczących rudych włosach widział ciepłą jesień.
Miała grację spadającego powoli z drzewa liścia, który zataczał w powietrzu
liczne piruety, a jej charakter był słodko-gorzki jak cynamon.
Ona także usypiała długo.
Przez chwilę zdawało się, że kawa na nią nie zadziałała, jednak po dziesięciu
minutach jej oddech ustał, a jej sweter pachniał kawą mocniej niż zwykle. Henry
był delikatny, jasne że był delikatny. I jej serce trzymał od tamtej pory w
zamrażarce. Nietknięte, niewinne, czyste. Wrażliwe i dobrze pilnowane. Tak, aby
już nikt na świecie nie mógł wyrządzić krzywdy słodkiej Sally.
W święta była Billie. Ją
uważał za prawdziwy huragan, huragan energii. Porywała ludzi - porywała ich do
tańca i do wielkich zmian w swoim życiu i do stawiania na swoim. Zarażała
uśmiechem, farbowała włosy na wszystkie kolory tęczy i lubiła ustawiać budzik
na szóstą rano, tylko po to, żeby mieć satysfakcję z wyłączenia go. Ułatwiała
Henry’emu oddychanie, ale jednocześnie sprawiała, że zapominał jak to się robi.
Nie wyglądała na kogoś, kto bez zastanowienia odda komuś serce.
A jednak to zrobiła. A jednak
znalazła kogoś, kto nie był nim. Pomimo tego, jak wiele dla niej zrobił, pomimo
uwielbienia, z jakim ją traktował. Pomimo godzin, które spędził na pomaganiu
jej w najtrudniejszych przedmiotach na studiach i pomimo tego, że na pamięć
znał jej ulubione zamówienie ze Starbucksa i tej jednej hipsterskiej kawiarni,
która zawsze pachniała ziołem i biszkoptami.
Czemu straciła swój dobry
rozsądek, Henry nie wiedział. Wiedział jednak, że swoją miłość i swoje serce
oddaje się tylko specjalnym osobom. Dlatego w te święta musiał o to zadbać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz