3 marca 2019

Co za fuks!

- Radość? - Żółty. - Niepokój? - Niebieski. Jasny, może nawet pastelowy. - Wstyd? - Liliowy. No, może wpadający w róż. - Rozpacz? - Głęboki niebieski, szarogranatowy. - Dobrze, dziękuję. Następny! Ryszard niepewnie wstał ze stołka, zesztywniały od jasnoniebieskiego, jaskrawego stresu zmieszanego z żółcią. Dosłownie z żółcią, cierpiał na zgagę. Zrobił kilka kroków, by opuścić pomieszczenie, z wysiłkiem nacisnął klamkę i wyszedł na pusty korytarz pełny zrezygnowanych ludzi. Wszyscy mieli w sobie coś niebieskiego i szarego, smutasy. Ryszard patrzył na nich z pogardą gorzką od żółci, którą czuł w ustach. - Pan ma wejść - powiedział flegmatycznie do zgarbionego mężczyzny siedzącego najbliżej drzwi. Zwlókł się z małej, metalowej ławeczki i wszedł do gabinetu. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. Ryszard ponurym wzrokiem rozejrzał się po korytarzu i poczłapał na sam jego koniec, aby zająć miejsce dla już zbadanych i oczekujących na wynik. Tak naprawdę nie miał po co czekać na wynik, bo jedyne, czego mógł się dowiedzieć, to czy jego skojarzenia są oryginalne czy powszechne, ale słyszał, że badający ich naukowiec jest również specjalistą od spraw żołądkowych i skrycie liczył na prywatną rozmowę na temat zgagi, gdy skończą się już badania. - Pan też liczy na jakieś konsultacje? - zagadała do niego kobieta siedząca obok. Jej twarz prezentowała dziwny, rzadko spotykany odcień zielonego, choć Ryszard nie był w stanie go ocenić tego tak dobrze, jak za młodu. Tak jak i gardło, jego wzrok również był mocno zażółcony - w odróżnieniu od gardła, przez zaćmę. - Mam problemy z kolorem żółtym - odrzekł poetycko Ryszard. - A ja z zielonym - powiedziała, po czym wyjęła z kieszeni foliową torebkę, pochyliła się i zwymiotowała. - Wszystkim tutaj coś dolega - wydusiła z siebie, ocierając usta kościstą, trzęsącą się ręką. Ryszard wiedział, że powinien jej współczuć, ale podniosło go na duchu, że nie tylko on ma tutaj takie plany. Trwał w tym stanie emocjonalnego uniesienia przez kilka sekund, dopóki nie zorientował się, że więcej osób oznacza dłuższy czas oczekiwania. Westchnął. Czuł się głęboko niebiesko i szarogranatowo. Wstał, by rozprostować zesztywniałe kości. Skrzywił się. Coś zabolało go w krzyżu. Bądź co bądź, miał już swoje lata. Spojrzał na innych przebadanych, a równocześnie czekających na drugie badanie i zrobiło mu się niebiesko, że wszyscy wkrótce umrą. Nie był to stan granatowy, ale jednak trochę żałował tych kościstorękich, zasuszonych starców. Mieli niby dać podstawy do stworzenia nowego świata, z czymś o nazwie „sztuka” i czymś innym o nazwie „symbolika w sztuce”, ale nie czuł, jakby robił coś wielkiego. Czuł zgagę i swój sfatygowany krzyż. - Panie Ryszardzie Słoneczny? - usłyszał nagle czyjś głos. Odwrócił się i ujrzał otwarte drzwi gabinetu, a w nich doktora, który chwilę wcześniej robił mu badanie. - Jest pan wyjątkowo proszony wcześniej, przed innymi badanymi, na rozmowę o pańskiej zgadze. Zapraszam. Ryszard zmarszczył brwi. Czy to sen? Żadna instytucja badawcza tak przecież nie postępuje. Żadna instytucja badawcza nie miałaby również grupki badanych, którzy czekają na nieumówione wcześniej konsultacje. Skąd w ogóle wiedział, że ten mężczyzna specjalizuje się w sprawach żołądkowych? Światło logiki zaczęło przebijać się przez warstwę kurzu na szarych komórkach Ryszarda. - Cóż to za fuks! - wykrzyknął, bo wiedząc, że to sen, nie przejmował się opinią innych ludzi. Czuł się trochę różowo, a trochę fioletowo, ale przede wszystkim bardzo jaskrawo szczęśliwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz