22 marca 2019

Tęczowy wiatraczek


Spacerowałyśmy nocą po opustoszałej Warszawie. Nie napotkałyśmy ani jednej żywej duszy, choć czasem słyszałyśmy odległe echo głosów. Patrzyłam w zachmurzone niebo, myśląc o każdej najmniejszej rzeczy dziejącej się wokół mnie w tej właśnie chwili.
Wiatr wydawał się cieplejszy niż wcześniej w ciągu dnia, niósł ze sobą zapach burzy, a wilgoć osiadała mi na rozwianych włosach i rozpiętej kurtce. Nasze dłonie dzieliły zaledwie milimetry i choć nie stykały się w żaden fizyczny sposób, czułam ich dotyk. Zza naszych pleców dobiegła fala śmiechu, muskając delikatnie okna śpiących warszawiaków i mijając nas, by spotkać się z ciszą i zastygnąć na zawsze. Między nami panował spokój zmącony tylko tupotem stóp. Obie szukałyśmy słów odrobinę za bardzo, umykały nam przez roztrzęsione nerwami palce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz