Spacerowałyśmy nocą po opustoszałej Warszawie. Nie
napotkałyśmy ani jednej żywej duszy, choć czasem słyszałyśmy odległe echo głosów.
Patrzyłam w zachmurzone niebo, myśląc o każdej najmniejszej rzeczy dziejącej
się wokół mnie w tej właśnie chwili.
Wiatr wydawał się cieplejszy niż wcześniej w ciągu
dnia, niósł ze sobą zapach burzy, a wilgoć osiadała mi na rozwianych włosach i rozpiętej
kurtce. Nasze dłonie dzieliły zaledwie milimetry i choć nie stykały się w żaden
fizyczny sposób, czułam ich dotyk. Zza naszych pleców dobiegła fala śmiechu,
muskając delikatnie okna śpiących warszawiaków i mijając nas, by spotkać się z
ciszą i zastygnąć na zawsze. Między nami panował spokój zmącony tylko tupotem
stóp. Obie szukałyśmy słów odrobinę za bardzo, umykały nam przez roztrzęsione
nerwami palce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz