‒ Ten kolor kojarzy mi się z tobą ‒
powiedział, podając Dorocie szminkę.
Dorota obróciła ją w palcach.
Podeszła do lustra; z precyzją malarza nałożyła fiolet na usta. Zacmokała,
wyciągając mokre chusteczki z torebki.
‒ Dlaczego? Nie pasuje mi.
Stali w alejce z kosmetykami
kolorowymi. Szukali odpowiedniej pomadki dla Doroty na urodziny ich wspólnej
znajomej.
‒ Pamiętasz, jak na wyjeździe w
Pieninach znalazłaś w lesie jagody i nazbierałaś dwie garście, żebym ja też
mógł spróbować?
‒ Pamiętam ‒ westchnęła. Zmyła
szminkę, a chusteczki wcisnęła do torebki. ‒ Agnieszka na mnie wpadła,
zgniotłam je i z jagód została miazga.
‒ Szłaś całą drogę do ośrodka z
brudnymi rękami, żeby pokazać mi dowód tej tragedii.
‒ Ale dżem wyrzuciłam w krzaki, bo i
tak się do niczego nie nadawał.
‒ To kolor twoich rąk w tamten dzień
‒ wyjaśnił Krzysztof.
Wziął od niej szminkę i uniósł ją do
światła. Wpatrywał się w nią przez moment. Wreszcie ją zatkał, odłożył na
miejsce.
‒ Słodki jesteś ‒ odparła Dorota. ‒
Co myślisz o tej?
‒ Nie miałaś kiedyś podobnej?
‒ Nie wiem, możliwe.
‒ Nałóż ją sobie.
Dorota odwróciła się do lustra. Usta
miała raczej cienkie, wyglądały teraz jak bordowa szrama.
‒ Miałaś podobną na nocy sylwestrowej
dwa lata temu ‒ stwierdził Krzysztof z pełnym przekonaniem. ‒ Pamiętam, bo
pasowała ci do sukienki. Wyglądałaś... drapieżnie.
Zerknęła na niego. Wyglądał, jakby
wypełniał go spokój. Wygrzebywał wspomnienia z pamięci z taką łatwością, jaką
sprawiało mu chodzenie czy mówienie.
‒ Nie sądziłam, że zwracasz uwagę na
takie szczegóły, a już na pewno nie przypuszczałam, że je zapamiętujesz.
Skłonił się lekko z uśmiechem.
Skojarzył jej się teraz z kelnerem, który zrobił to samo, kiedy ostatnio razem
z mamą była w restauracji i ta chwaliła jego uprzejmość. Ten sam profesjonalizm
nie pozwalał mu zapewne stwierdzić, że to nic osobistego.
‒ Coś jeszcze przykuło twoją uwagę? ‒
spytała, wyszarpując kolejną chusteczkę z paczki.
Krzysztof odłożył ciemnoczerwoną
pomadkę. Kiedy Dorota oczyszczała wargi, znalazł kolejną, tym razem różową.
‒ Ta z kolei kojarzy mi się z tym
klubem, Fuksja czy jakoś tak. Wszystko tam jest różowe, prawda?
‒ Tak! ‒ przytaknęła ze śmiechem. ‒
Jak w jakimś burdelu. Nie byłam tam od wieków.
‒ Nawet drinki mają w jednym
odcieniu, to dosyć niepokojące.
Dorota nie musiała nawet sprawdzać,
czy dobrze wygląda. Nie miało to znaczenia.
‒ Wezmę ją i się razem wybierzemy do
Fuksji, cali na różowo!
‒ A co z urodzinami Kasi?
‒ Użyję jakiejś starej szminki, nudzi
mnie już to kupowanie. Idziemy?
Krzysztof westchnął.
‒ Coś czułem, że tak to się skończy.
‒ Czy nie jest tak za każdym razem?
Dorota mrugnęła do niego. Odwróciła
się w stronę kasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz