Kobieta
stojąca przed Orlą nie była jej matką.
Nie
była nią gdy Orla zmrużyła oczy, nie była nią też gdy wzięła kilka zbyt
płytkich oddechów.
Jedyny
czas gdy iluzja pozostawała iluzją, to gdy zamknęła oczy i słyszała jedynie jej
głos. Tylko on brzmiał znajomo, tylko on ocieplał serce Orli, sprawiał że na
jej twarz próbował wkraść się uśmiech. Gdy jednak otwierała oczy, stała przed
nią zupełnie obca kobieta. O tym samym wyglądzie, o tym samym głosie, ale
wywołująca w dziewczynie jedynie niemiłe uczucie ucisku w gardle. Nie wiedziała
jak to się stało, ani dlaczego to się stało. Nie rozumiała też co się dzieje i
dlaczego kobieta przed nią wyglądała i poruszała się tak samo.
Była
jednak pewna, że to nie jej matka. Było w niej coś całkiem obcego, coś co
sprawiało że miała ochotę biec i biec i biec.
‒
Wychodzę, nie wiem kiedy będę! ‒ rzuciła, po czym chwyciła swoją kurtkę i
wybiegła za drzwi, zamykając je za sobą z hukiem.
Szła
szybkim krokiem przez ulicę, ignorując fakt, że czuła jakby jej pięty wypełniło
kilkadziesiąt igieł, i że z trudem łapała powietrze. Jej głowa pulsowała,
pewnie częściowo przez stres, a częściowo przez ten nieszczęśliwy wypadek który
spotkał ją wczoraj. Może to przez to los teraz tak ją karał? Przez to, że nie
rozejrzała się przed przejściem przez jezdnię?
Ekran
jej telefonu rozjaśnił się nagle i pojawił się na nim wielki napis
"Gin". O nie, tylko nie Gin. Dopóki nie zadzwonił, przez jej myśl nie
przeszła możliwość, że i z nim stało się to, co z jej matką. Teraz nie mogła
przestać się nad tym zastanawiać. Czy i jej Gin nie był już jej Ginem?
Zatrzymała
się na chodniku nagle, wpadając przez to na grupę nastolatków. Nie miała siły
przeprosić.
Drżącymi
rękoma podniosła telefon i wykręciła numer.
‒ Orla?
‒
Haden! ‒ wykrzyknęła od razu na tyle głośno, że kilka osób spojrzało na nią
dziwnie. ‒ Dzieje się coś złego. Martwię się o Gina. Znaczy, Eugene'a. Moja
matka nie jest moją matką. Czy tracę zmysły? Haden, co się‒
‒ Hej.
Spokojnie. Może zacznij od początku? ‒ Haden przerwał jej niespójny wywód z
typowym dla siebie spokojem i opanowaniem. ‒ Co się dzieje?
Orla
wzięła głęboki wdech. Trzęsły się jej ręce, nogi uginały, a głowa wypełniona była
milionami myśli, z których wszystkie były ciemne i bardzo ciężkie. Niemal czuła
jak ciągną ją w dół. Otworzyła usta kilka razy, chcąc coś z siebie wydusić, ale
nie doszło to do skutku.
‒ Moja-
moja matka. Coś z nią nie tak ‒ wykrztusiła w końcu niepewnie. Teraz chyba
brzmiała jak wariatka, a i tak się bez dwóch zdań czuła. Nie chciała wyjść na
taką przed Hadenem, bratem Gina, jednak chyba tylko on mógł jej w tej sytuacji
pomóc. Jako psychiatra z dużą renomą budził zaufanie i zawsze podchodził do
wszystkiego ze spokojem.
‒ Co
masz na myśli?
‒ Jest-jest
inna. Nie jak moja matka. Jestem- nie wiem, naprawdę nie wiem co mam na myśli,
Hay. Po prostu, nie czuję jakby to była ona i nie wiem co się-się dzieje ‒ z
trudem hamowała łzy powoli napływające do jej oczu, ale wiedziała, że musi się
pohamować. ‒ No i... no i teraz nie wiem co z Gin-Eugene'm. No bo, co jeśli- co
jeśli i on się zmienił? ‒ pociągnęła nosem kilka razy. Nie pamiętała jak się
oddycha. Powietrze trafiało do jej płuc i niemal natychmiast z nich uciekało.
Orli zaczęło robić się niedobrze.
‒ Hej,
oddychasz? ‒ Haden jakby czytał jej w myślach. Pokiwała głową, ale po chwili
uświadomiła sobie, że przecież rozmawia przez telefon i jej rozmówca nie widzi
jej gestów.
‒ Tak,
oddycham ‒ odparła wstrzymując powietrze.
Przez
chwilę nie wiedziała co dodać. Świat wokół niej był rozmazany, ludzie
nieprzyjaźnie patrzyli na nią ze zmarszczonymi brwiami, gotowi do ataku w
każdej chwili. Kolory nieba zbladły.
‒ Czy
stało się ostatnio coś nietypowego? Czy uderzyłaś się w głowę? ‒ mężczyzna
ciągnął dalej analitycznym głosem. Jego monotonny głos był jak woda kapiąca z
kranu, zawsze z taką samą irytującą częstotliwością. Orla jednocześnie
podziwiała to i bardzo tego nie lubiła. Gdyby muzyka brzmiała tak, jak głos
Hadena, nikt nie słuchałby jej. To, co mówił miało jednak sens. Faktycznie
przecież miała wczoraj wypadek. Skąd mógł to wiedzieć?
‒
Możliwe, że uderzyło mnie wczoraj auto? ‒ wyznała nieśmiało. Zdawała sobie
sprawę z tego jak dziwnie to brzmi, mówienie tego jakby opowiadała o
wczorajszych zakupach.
‒ Czy
zgłosiłaś się do lekarza? ‒ Haden ciągnął temat i Orla westchnęła ze
zirytowaniem. Jedna kropla kapiąca z kranu to nic złego, ale po kilku minutach
zaczyna zwracać na siebie uwagę.
‒ Skąd
te wszystkie pytania? Pomóż mi po prostu ‒ zwróciła się głosem, który był teraz
na tyle słaby, że mieszał się z odgłosem wiatru, który nagle się wzmógł. Orla
bardzo chciała, żeby wywiał z jej głowy wszystkie wątpliwości i problemy, ale
nie było to możliwe. ‒ Wiesz co? Czy jest u ciebie mój chłopak? Chcę się z nim
zobaczyć!
Jakby
za sprawą telepatii, w oddali usłyszała głos Gina. "Hay? Z kim tak długo
rozmawiasz?", pytał, a serce Orli zabiło szybciej. To był on! To naprawdę
był jej Gin! Bez trudu rozpoznała jego głos.
‒ Jest
u mnie ‒ powiedział Haden ‒ Ale-
‒ Będę
za pięć minut! ‒ wykrzyknęła dziewczyna do telefonu. Wcześniej nie miała tyle
energii co teraz. W kilka minut dobiegła do najbliższego przystanku
tramwajowego i gdy wsiadła do pojazdu, nie mogła już oddychać. Ogień palił jej
płuca od środka, ale to nie było ważne, bo zła kondycja jej w tej chwili nie
obchodziła ‒ chciała tylko zobaczyć Gina. Chciała móc go przytulić i dotknąć i
odgarnąć jego jasne włosy za ucho i Gin, Gin, Gin.
W końcu
wyskoczyła na chodnik na właściwym przystanku i choć pod drzwi domu dotarła po
kilku minutach, zdawało jej się, że to sekundy.
Otworzył
jednak Haden, który złapał Orlę delikatnie za ramiona.
‒
Słuchaj. Zanim wejdziesz, muszę z tobą porozmawiać.
Westchnęła,
jednak znała swojego znajomego i wiedziała, że jest zawsze poważny, gdy mówi w
ten sposób.
‒ W
porządku ‒ powiedziała wzruszając ramionami. Usiadła na fotelu w przed pokoju,
zakładając nogę na nogę i skrzyżowała ręce.
‒
Myślę, że musisz pójść do szpitala. Twoja głowa jest uszkodzona. To, co mówisz ‒
że twoja matka nie wydaje ci się twoją matką ‒ brzmi jak zespół Capgrasa.
Wyjaśniając to bardzo prosto, wypadek uszkodził te części twojego mózgu, które
odpowiadają za przetwarzanie emocji, które pojawiają się gdy widzisz osoby, do
których żywisz silne uczucia i przez to wydaje ci się, że są kimś innym.
Orla
słuchała Hadena, usilnie próbując się skupić.
‒ Co? ‒
wydukała ‒ Czyli- moja mama będzie po prostu już mi obca? ‒ uniosła brwi,
wychylając się teraz z fotela, patrząc w górę na mężczyznę.
‒
Wiesz, nie mogę stwierdzić diagnozy po krótkiej rozmowie przez telefon. To co
mówisz, i jak o tym mówisz, brzmi jednak dokładnie jak to, co podejrzewam.
Powinnaś udać się do jakiegoś lekarza.
Wszystkie
jego słowa brzmiały niepokojąco. Jej serce ponownie zabiło mocniej, jednak tym
razem nie było to jakby wystukiwało melodię. Brzmiało tylko ciężko, jakby
topiło się w swoich uczuciach.
‒ Gin ‒
dotarło do niej i od razu otworzyła szerzej oczy. ‒ Co z nim? Czy poznam go?
Matko, muszę go zobaczyć!
Poderwała
się z miejsca, jednak szybko została zatrzymana przez jego brata.
‒ Orla.
Posłuchaj. To ważne ‒ nie chciała na niego patrzeć, zamiast tego szukając
wzrokiem chłopaka, jednak Haden przekręcił delikatnie jej głowę, chcąc żeby na
niego spojrzała. ‒ Jeśli mam rację, jeśli faktycznie masz zespół Capgrasa, nie
poczujesz, że to on. Zespół nie działa jednak najczęściej na ten obszar mózgu,
który odpowiada za słuch. Skup się więc teraz proszę. Zamknij oczy. Możesz go
przytulić nie patrząc na niego, a później wyjdź, jednak nie możesz się obracać.
Pod żadnym pozorem. Stracisz go, jeśli się obrócisz i na niego spojrzysz.
Rozumiesz? ‒ Z każdym kolejnym słowem coraz trudniej jej było oddychać, jednak
pokiwała głową. Złapała oddech gwałtownie.
‒
Rozumiem ‒ odparła, pociągając nosem, próbując powstrzymać łzy. Zamknęła oczy,
a Haden podprowadził ją pod jakieś drzwi. Usłyszała, że otworzyły się i po
chwili otoczyło ją ciepło.
‒ Orla ‒
krzyknął Gin i przycisnął ją do siebie, a ona nie mogła się już powstrzymać i
chwyciła go z taką łapczywością, z jaką jej płuca chwytały powietrze. ‒ Boże,
tak strasznie cię przepraszam, że nie wiedziałem przez co przechodzisz!
Ona
tylko pokręciła głową, bo nie wiedziała jak wydusić z siebie jakieś słowa.
Przytuliła go mocniej.
‒ W-w
porządku ‒ pociągnęła nosem, po czym wysiliła się na drobny uśmiech. Jej kąciki
ust pozostały uniesione siłą woli, a nie emocjami, ale wiedziała, że na pewno
ucieszy to Gina. Złapała go za rękę. ‒ Chodź. Usiądźmy na kanapie.
Ruszyła
przed siebie, nie wiedząc co czuje. Czy cieszy się, że jest z nią Gin? Czy już
nigdy go nie zobaczy?
Wiedziała,
że nie może się odwrócić. Pamiętała słowa Hadena bardzo wyraźnie. Ale jak miała
nigdy już nie zobaczyć jego zielonych oczu, które kojarzyły się jej z piknikami
na trawie? Jak miała nie zobaczyć lekko kręconych, jasnych włosów, w które
wplątywała dłonie tyle razy? Jak mogła już nie móc przyjrzeć się uważnie jego
lekkiemu zarostowi, który drapał ją lekko w policzek, gdy Gin budził ją rano
pocałunkiem w policzek?
Odwróciła
się.