Siedzę w szkolnej ławce, tej dla najlepszych, marząc o wielkości
Patrzę na białe ściany pokoju bez żadnej namiętności
Torturuję się zbrodniczymi czynami łaknąc świetności
I tylko czasami zamykam oczy, zrywam plaster rutyny
Odpływam myślami, a moje oczy toną
Ja tonę
Tonę w tęsknocie
Za kawiarnią w niemodnym już stylu
Lemoniadą leżącą na stoliku przede mną
Kawałkiem ciasta, na który wydałam ostatnie grosze
Śmiechem, radością
Rozważaniami, które z rzeczywistością nie miały nic wspólnego
Przyjaciółką, jej dziwnością, którą ubóstwiałam
Milknącym śmiechu i wyprawie w dorosłość
A kiedy powieki nie są już w stanie utrzymać takiej ilości wody, otwieram oczy
Zwykły powrót do odrażająco zwyczajnej zwyczajności
Spoglądam w lustro, wiedząc o swojej niezmiennej samotności
Pamiętając o otaczającej, wszechobecnej nicości
Pogrążając się coraz głębiej w nowoczesnej nijakości
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz