Tęsknię.
Stoję
przy twoim grobie i tęsknię za latem.
Boję,
się rzec; „Tęsknię za tobą!” – choć pragnę wrzeszczeć tę frazę.
Jeszcze
nie jestem na to gotowa.
Robię
krok w tył.
Cofam
się powoli.
Idę
tutaj z płaczem. Po raz pierwszy od dnia w którym pochowano cię do zimnego
grobu. Nie wiem po co. Po co nam pamięć, skoro sprawia ona wyłącznie
nieszczęście.
Idę
coraz szybciej, wstecz.
Mijam
dni spędzone na udawaniu, że trzymam się… jakoś. Wstaję wieczorem i kładę się
rano, a cały czas na granicy łez. Na granicy wytrzymałości. Na granicy rozumu.
Rozdarta pomiędzy życie i śmierć. Ciebie i siebie.
Zaczynam
powoli biec poprzez czas.
Docieram
do dnia twojego pogrzebu. Na chwilę przystaję. Słońce tak pięknie przeziera
przez złotolistne gałęzie drzew. Ziemia jest jeszcze przyjemnie ciepła, mimo
początku października. Świat wydaje się ze mnie drwić. Tak cudownie maluje
dzień rozrywający moją duszę na strzępy. Czuję jak moja głowa i serce pękają.
Niewykrzyczane słowa: „Wróć! Żyj!” brzmią w mojej głowie jękiem łzawej
rozpaczy. Rzucam garść ziemi na twoją trumnę. Wysyłam ci całusa – cała moja mowa
pożegnalna. Słucham mądrych słów o twoim życiu oraz ubranych w nie łez po
tobie. Tylko j a płaczę.
Ruszam
pędem.
Przebiegam
tyłem przez szpital. Jeszcze widzę jak leżysz na sterylnym łóżku otoczony
miliardem rurek i ekranów. Nie chcę tego widzieć. Odwracam głowę.
Mijam
łzy. Telefony. Niepokój.
Docieram
do lata.
Znowu
jest lato.
Gorąc
nocy letniej.
Śmiech.
Pocałunek.
Moje
ostatnie słowa przy pożegnaniu:
‒
Do jutra! Będę tęsknić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz