16 listopada 2018

Kęs knota

Kęs knota

 O. szalał. Ściany napierały na niego; ciasny, czarny pokój był dla niego za mały, zgniatał go. Przytłaczał. O. nie mógł się nawet ruszyć, zastygł w bezruchu i oczekiwaniu na możliwość wyjścia na zewnątrz. Czekał na światło i na nadzieję, czekał na to, aż ktoś go wreszcie uwolni.
 Czas mijał niezwykle nieregularnie, raz wolniej, raz szybciej - minuty, sekundy i godziny zamieniały się miejscami i przeplatały zupełnie losowo. O. zawsze tylko czekał.
 O. szalał. Czuł rozsadzające go od środka ciepło, gorąco powietrze wypełniające jego płuca. 
 Aż nagle, w nieokreślonym punkcie na linii czasu, której O. nigdy nie potrafił ujrzeć, poczuł niewyobrażalną siłę ciągnącą go ku górze. Tak bardzo pragnął się wydostać, wyjść na zewnątrz, w końcu poczuć wolność; pędził ku otworowi, przez który śmignął i znalazł się na zewnątrz, a wtedy…
 Powietrze. O. wziął głęboki oddech, rozkoszując się chłodem, który wypełnił jego płuca, i ujrzał swój pierwszy posiłek tego dnia. Jasny, długi, sterczący knot.
 Otworzył usta i wziął wielki kęs knota. Przegryzł, połknął, i ugryzł jeszcze trochę; teraz powoli, aby się delektować. Niestety musiał zostawić kości, ale to drobnostka; to tylko czarne, kruche kawałki. Nic ważnego się nie zmarnuje.
 I wówczas, gdy tak jadł, w jego głowie zabłysnęła jedna myśl. Iskra, która za chwilę rozprzestrzeni się po całym jego umyśle, nie zostawiając miejsca na nic innego oprócz wspomnień.
 Pamiętał dotyk nieba na swojej skórze, wielki huk, z którym spadał na ziemię, pamiętał drzewa, które pożerał. Pamiętał poważne i wykrzywione w wielkim grymasie twarze ludzi, pamiętał, jak pożerał ich ciała. Pamiętał dym, las i jeziora, szum drzew i śmiechy. Muzykę. Kojące palce wody, na zawsze gaszące głód. Pamiętał szklane więzienia; patrzył wtedy na świat przez różowe okulary. Lub czerwone, białe czy fioletowe; nieważne, niezależnie od koloru ludzie na zewnątrz i tak byli smutni. Pamiętał zjadanie tytoniu i czegoś innego, mniej smacznego. Pamiętał krzyki i dziką radość. Spokój i topiący się wosk.
 W oczach zawirowały mu łzy, ale przecież nie mógł płakać. Był odważny. 
 Wziął kolejny kęs knota i zrozumiał, że to ona w nim jest.

 Tęsknota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz