Kęs
knota
O. szalał. Ściany napierały na niego; ciasny,
czarny pokój był dla niego za mały, zgniatał go. Przytłaczał. O. nie mógł się
nawet ruszyć, zastygł w bezruchu i oczekiwaniu na możliwość wyjścia na
zewnątrz. Czekał na światło i na nadzieję, czekał na to, aż ktoś go wreszcie
uwolni.
Czas mijał niezwykle nieregularnie, raz
wolniej, raz szybciej - minuty, sekundy i godziny zamieniały się miejscami i
przeplatały zupełnie losowo. O. zawsze tylko czekał.
O. szalał. Czuł rozsadzające go od środka
ciepło, gorąco powietrze wypełniające jego płuca.
Aż nagle, w nieokreślonym punkcie na linii czasu, której O. nigdy nie potrafił ujrzeć, poczuł niewyobrażalną siłę ciągnącą
go ku górze. Tak bardzo pragnął się wydostać, wyjść na zewnątrz, w końcu poczuć
wolność; pędził ku otworowi, przez który śmignął i znalazł się na zewnątrz, a
wtedy…
Powietrze. O. wziął głęboki oddech, rozkoszując
się chłodem, który wypełnił jego płuca, i ujrzał swój pierwszy posiłek tego
dnia. Jasny, długi, sterczący knot.
Otworzył usta i wziął wielki kęs knota.
Przegryzł, połknął, i ugryzł jeszcze trochę; teraz powoli, aby się delektować.
Niestety musiał zostawić kości, ale to drobnostka; to tylko czarne, kruche
kawałki. Nic ważnego się nie zmarnuje.
I wówczas, gdy tak jadł, w jego głowie
zabłysnęła jedna myśl. Iskra, która za chwilę rozprzestrzeni się po całym jego
umyśle, nie zostawiając miejsca na nic innego oprócz wspomnień.
Pamiętał dotyk nieba na swojej skórze, wielki
huk, z którym spadał na ziemię, pamiętał drzewa, które pożerał. Pamiętał
poważne i wykrzywione w wielkim grymasie twarze ludzi, pamiętał, jak pożerał
ich ciała. Pamiętał dym, las i jeziora, szum drzew i śmiechy. Muzykę. Kojące
palce wody, na zawsze gaszące głód. Pamiętał szklane więzienia; patrzył wtedy
na świat przez różowe okulary. Lub czerwone, białe czy fioletowe; nieważne,
niezależnie od koloru ludzie na zewnątrz i tak byli smutni. Pamiętał zjadanie
tytoniu i czegoś innego, mniej smacznego. Pamiętał krzyki i dziką radość.
Spokój i topiący się wosk.
W oczach zawirowały mu łzy, ale przecież nie
mógł płakać. Był odważny.
Wziął kolejny kęs knota i zrozumiał, że to ona
w nim jest.
Tęsknota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz