Jeszcze jeden krok. Jeszcze
jeden. Ostatni. Osuwam się na miękką białą płachtę, tę która
będzie moją zgubą. Mówię, że tylko dwie minuty, odliczam czas
choć wiem, że i tak nie uda mi się wstać. A może jednak zdołam
naprężyć skostniałe mięśnie? Może moje komórki wytworzą
odrobinę energii. Nie dużo. Troszeczkę. Tylko tyle. Nie więcej. I
co wtedy?
Postawię jeden krok. Odpocznę.
Kolejny krok. Będę chciał przystanąć, wziąć wdech tego
zamarzniętego, pozbawionego tlenu powietrza, ale to się nie uda.
Spadnę w przepaść, głęboką i zimną jak pozbawione uczuć
objęcia Królowej Lodu.
Ale teraz leżę. Dwie minuty
już dawno minęły chociaż nie jestem pewien kiedy. To było
minutę, godzinę czy dzień temu? Bezsensownie szukam odpowiedzi na
pytania, których nie będę miał szansy zadać. Idą po mnie?
Szukają mnie? Nie wiem, nic już nie widzę, może nie słyszę ich
nawoływań. To już koniec? Nie mogę się ruszyć. Duma przepełnia
mnie i nawet świadomość nieuchronnego końca nie jest w stanie mi
jej odebrać. Swoją podróż skończę w miejscu do którego zawsze
miałem pociąg.
Stałem się częścią skały.
Przyklejony do tego lodowego tytana jak relikt przeszłości dekoruję
drogę do zwycięstwa. Tacy jak ja też tu są, szaleni zapaleńcy
chcący dokonać niemożliwego. Ktoś nas kiedyś odnajdzie? Wspomni?
Zauważy nasze przerażone, jednocześnie spokojne twarze? Co
pomyśli? Zdobywcy czy przegrani?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz