Bolkowa walizka stukała kamieniami o rozwalony chodnik. Zawsze myślał, że zaczną go naprawiać, gdy będzie opuszczał rodzinny dom. Nie mylił się aż tak bardzo. Studia. Kraków. Akademik.
***
Teraz szedł powoli. Jakby chciał zagarnąć jeszcze parę wspomnień. Wetknąć je pomiędzy książki i ubrania. ,,Anna Karenina" opatuliła się zielonym szalem, a on chciał zatrzymać chwile.
***
Jak dzień, w którym wjechał w płot sąsiada, a ten był tak nawalony, że odkrzyknął tylko, żeby potem poukładał te klocki. Jak pewien poranek, w który obudziło go skomlenie pod drzwiami. A Amelia, otwierając nogą drzwi - wniosła tort urodzinowy. Aż w końcu... jak pierwszy raz, pod kasztanem, złapał ją za rękę. Przymknął oczy na myśl o jej delikatnej dłoni, jej atłasowej skórze.
***
Gdy je otworzył, widok jaki ujrzał... uderzył go w twarz.
- Niech pan idzie, niech pan przejdzie lepiej na drugą stronę ulicy. - powiedział jeden z robotników. - Musimy go wyciąć.
***
Bolek stanął jak wryty. Zanim skinął głową i posłusznie odsunął się od wycinanego kasztana, przez głowę przebiegł mu tabun myśli. Pięć lat. Pięć lat w niecałą minutę.
***
To jak zawsze, rozmawiając przez telefon, wymyślali historie o dwóch kasztanowcach, które kłóciły się między sobą o ilość kasztanów. Ten zawsze miał ich więcej. To jak odganiały wrony, falując dłońmi podczas wiatru. Jak były tam od... zawsze.
- Nie słyszał pan? - oburzył się robotnik.
Słyszał. Usłyszał. Odszedł. Szedł przed siebie.
***
Mankietem otarł łzy. Nie musiał się martwić, że ktokolwiek to zauważy. W miasteczku nie było widać żadnej żywej duszy. A i jego w tej chwili zszarzała.
***
Minęła chwila nim znalazł się na dworcu, a potem odnalazł odpowiedni dla siebie przedział. Wciąż nieobecny, wyciągnął z kieszeni marynarki paczkę papierosów. Nawet nie wiedział, kiedy tabliczka poinformowała go o celu podróży. Nie wiedział, kiedy opuścił wagon, a pociąg odjechał. Nogi niosły go same.
***
Wtedy ją zobaczył. Amelia biegła ku niemu z otwartymi ramionami. Czuł się jakby nie widział jej latami, choć minęły zaledwie dwa tygodnie. Chwycił ją, wypuszczając z dłoni niewielką, brązową walizkę z wystającym rąbkiem zielonego szalika.
***
- Coś się stało? - zapytała z troską dziewczyna, widząc zmartwienie na twarzy Bolka. On tylko westchnął, zaopatrzony w przestrzeń. To co ujrzał za jej ramieniem, na chwilę pozbawiło go umiejętności wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Tuż obok rósł mały kasztan. Jak pierwszy uśmiech. Wciąż niewinny, z nie do końca rozumiejącymi to wszystko liśćmi. Uśmiechnął się i chwycił ją za rękę.
***
Już nic nie musiał udawać. Amelia odgarnęła z jego czoła niesforny kosmyk, on śmiał się, a niebo szeptało pierwszym oddechem miasta.
30 stycznia 2019
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
,,A nadzieja znów wstąpi w nas. Nieobecnych pojawią się cienie. Uwierzymy kolejny raz, w jeszcze jedno Boże Narodzenie.'' ...
-
Najdroższy Tato, Dziękuję, że do mnie napisałeś! Twój list bardzo mnie ucieszył, zwłaszcza, że nie mieliśmy kontaktu przez tyl...
-
Kiedy byłam mała lubiłam myśleć, kim zostanę kiedy będę już duża. Skacząc, jak najwyżej umiałam, wyobrażałam sobie, że jestem kosmonau...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz