30 stycznia 2019

Jak dawniej kasztany

Bolkowa walizka stukała kamieniami o rozwalony chodnik. Zawsze myślał, że zaczną go naprawiać, gdy będzie opuszczał rodzinny dom. Nie mylił się aż tak bardzo. Studia. Kraków. Akademik.

***

Teraz szedł powoli. Jakby chciał zagarnąć jeszcze parę wspomnień. Wetknąć je pomiędzy książki i ubrania. ,,Anna Karenina" opatuliła się zielonym szalem, a on chciał zatrzymać chwile.

***

Jak dzień, w którym wjechał w płot sąsiada, a ten był tak nawalony, że odkrzyknął tylko, żeby potem poukładał te klocki. Jak pewien poranek, w który obudziło go skomlenie pod drzwiami. A Amelia, otwierając nogą drzwi - wniosła tort urodzinowy. Aż w końcu... jak pierwszy raz, pod kasztanem, złapał ją za rękę. Przymknął oczy na myśl o jej delikatnej dłoni, jej atłasowej skórze.

***

Gdy je otworzył, widok jaki ujrzał... uderzył go w twarz.
- Niech pan idzie, niech pan przejdzie lepiej na drugą stronę ulicy. - powiedział jeden z robotników. - Musimy go wyciąć.

***

Bolek stanął jak wryty. Zanim skinął głową i posłusznie odsunął się od wycinanego kasztana, przez głowę przebiegł mu tabun myśli. Pięć lat. Pięć lat w niecałą minutę.

***

To jak zawsze, rozmawiając przez telefon, wymyślali historie o dwóch kasztanowcach, które kłóciły się między sobą o ilość kasztanów. Ten zawsze miał ich więcej. To jak odganiały wrony, falując dłońmi podczas wiatru. Jak były tam od... zawsze.

- Nie słyszał pan? - oburzył się robotnik.
Słyszał. Usłyszał. Odszedł. Szedł przed siebie.

***

Mankietem otarł łzy. Nie musiał się martwić, że ktokolwiek to zauważy. W miasteczku nie było widać żadnej żywej duszy. A i jego w tej chwili zszarzała.

***

Minęła chwila nim znalazł się na dworcu, a potem odnalazł odpowiedni dla siebie przedział. Wciąż nieobecny, wyciągnął z kieszeni marynarki paczkę papierosów. Nawet nie wiedział, kiedy tabliczka poinformowała go o celu podróży. Nie wiedział, kiedy opuścił wagon, a pociąg odjechał. Nogi niosły go same.

***

Wtedy ją zobaczył. Amelia biegła ku niemu z otwartymi ramionami. Czuł się jakby nie widział jej latami, choć minęły zaledwie dwa tygodnie. Chwycił ją, wypuszczając z dłoni niewielką, brązową walizkę z wystającym rąbkiem zielonego szalika.

***

- Coś się stało? - zapytała z troską dziewczyna, widząc zmartwienie na twarzy Bolka. On tylko westchnął, zaopatrzony w przestrzeń. To co ujrzał za jej ramieniem, na chwilę pozbawiło go umiejętności wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Tuż obok rósł mały kasztan. Jak pierwszy uśmiech. Wciąż niewinny, z nie do końca rozumiejącymi to wszystko liśćmi. Uśmiechnął się i chwycił ją za rękę.

***

Już nic nie musiał udawać. Amelia odgarnęła z jego czoła niesforny kosmyk, on śmiał się, a niebo szeptało pierwszym oddechem miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz