Ewie
Pociąg ruszył i natychmiast zaczął się
trząść na nierównych torach. Oparłam rękę o plastikową ściankę i przejrzałam
się w pochlapanym, brudnym lustrze. Wręcz idealnie komponowało się z moją szarą
ze zmęczenia twarzą i podkrążonymi oczami. Otarłam policzki mokrą dłonią i
odgarnęłam grzywkę. Westchnęłam przed odblokowaniem drzwi.
Pod sufitem wagonu świeciły koszmarne
jarzeniówki, od których bolała mnie głowa, ale w naszym przedziale panował
przyjemny półmrok. Zanim weszłam, przepuściłam w drzwiach wysiadającego właśnie
brodatego mężczyznę. Mruknął w moją stronę coś, co chyba miało być jednocześnie
pożegnaniem i podziękowaniem, poprawił okrągłe oprawki okularów i poszedł. Ja
zasunęłam za sobą drzwi – teraz byłyśmy same.
Siedziała przy oknie, wpatrzona w
szybę podpierała dłonią brodę. Jak zawsze miała perfekcyjnie pomalowane
paznokcie, złote kropeczki na granatowym lakierze lśniły w blasku stacji Toruń
Miasto. Usiadłam blisko niej i wzięłam za rękę. Drgnęła i odwróciła się w moją
stronę. Pod jej lewym okiem widniała smuga rozmazanego tuszu, a na liliowej
sukience, w której wyruszyła z Krakowa, miała teraz mój szary sweter.
– Wróciłaś – stwierdziła i uśmiechnęła
się lekko.
Kiwnęłam głową, gdy ona puściła moją
rękę i sięgnęła po swój plecak leżący na półce bagażowej. Wyciągnęła szkicownik
i ołówek z obgryzioną końcówką. Położyłam głowę na jej ramieniu i przyglądałam
się, jak poprawiała, w moim odczuciu już idealny, rysunek.
– Zaraz będziemy w Prabutach – po
prawie godzinie zakomunikowała jakby w przestrzeń.
Zamknęła notes, gdy chwyciłam ją za
rękę. Miała zimną dłoń, choć nie bardziej niż ja. Spojrzała mi w oczy z
ufnością, której się nie spodziewałam. Nie wiedziałam nawet za bardzo, o co jej
chodziło, bo zaraz spuściła wzrok i, chyba zawstydzona, dodała:
– Wtedy jeszcze godzinka i Gdańsk.
Przez chwilę bawiła się rękawem
swetra, ale zaraz go wygładziła i cicho wyraziła niezadowolenie, że ten pociąg
nie przejeżdżał przez Warszawę. Wtedy obie patrzyłyśmy na kartkę z rozpiską
stacji na trasie składu TLK 38170.
– I bardzo dobrze – mruknęłam
poirytowana.
Położyłam na swoich kolanach torbę,
wypełnioną dwoma swetrami, kocem i rękawem cukierniczym zawiniętym w reklamówkę.
Być może w ten sposób próbowałam stworzyć barykadę dla wspomnień, ale to było
działanie z góry skazane na porażkę. Zacisnęłam dłonie na pasku i zaczęłam
szeptem liczyć do dziesięciu.
– Jestem oazą spokoju – powiedziałam
przez zaciśnięte zęby i poczułam jej rękę na swoim ramieniu.
Odetchnęłam głęboko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz