Puste
oczy wpatrywały się w nich ze zdjęcia. Oczy, które widziały śmierć. Oczy, które
tworzyły śmierć.
–
Przedstawiam Sturmführera Hansa Wanke. – Nazwisko rozniosło się po
pomieszczeniu jak zimny oddech Anioła Śmierci.
–
To on? - w końcu wybrzmiało, tak ważne dla nich pytanie, któremu odpowiedziało lekko
widoczne skinienie głowy.
–
Czyli jest rozkaz? – Znowu kiwnięcie, tym razem trochę bardziej dynamiczne.
–
Kiedy?
–
We wtorek. U Aktorek
–
Kto wykonuje? – Głosy trzech mężczyzn unosiły się tworząc chaotyczną plątaninę
słów.
–
Ja chcę to zrobić. – Cisza przywiodła wzrok reszty na wysokiego blondyna stojącego
pod ścianą.
–
Nie mogę się na to zgodzić – zrezygnowanie w głosie dowódcy w normalnej
sytuacji zakończyłoby spór.
–
To był mój brat – wycedził przez zęby „Burza”.
–
Tomek, wiesz przecież jak to działa.
–
Proszę…
–
Powiedziałem „nie” – stanowczy ton odmowy wstrząsnął wszystkimi niczym grzmot.
– To ja tu jestem od wydawania rozkazów. Dobra, co wtorek Wanke spotyka się w
kawiarni u aktorek z nijakim Zbigniewem Pelcem. – Na stole obok wizerunku Wanke
pojawiła się nowa twarz.
–
Jego też likwidujemy?
–
Tutaj właśnie pojawia się problem. Nie ma na niego oficjalnego wyroku, ale
dostaliśmy informację, że to on wydał Bartka. – Cichy szmer niewyraźnych głosów
wypełnił pokój. – Nie zabijemy go więc z ramienia Podziemia w ramach wyroku,
ale gdyby tak Pelc chciał użyć broni, a wy działalibyście w samoobronie i
doszłoby do nieszczęśliwego wypadku, myślę, że nikt by po nim nie płakał.
Wszyscy zrozumieli? Super. No to szczegóły. „Franek” i „Noc”, wy wchodzicie.
„Burza” i „Wojtek” , możecie ubezpieczyć.
***
Tomek
przerzucił kolejną stronę gazety siedząc na ławce naprzeciwko kawiarni. Antek
siedzący przy dużym oknie właśnie dostał małą filiżankę i trzymał ją w
dłoniach, jakby chciał ocieplić swoje zziębnięte z emocji dłonie. Pelc wszedł
do środka jakieś dziesięć minut wcześniej. Teraz czekali już tylko na Niemca. I
nagle pojawił się. Wyszedł zza rogu jak gdyby nigdy nic. Kroczył dumnie, nie
zwracając uwagi na malutkich tego Świata, nieświadom tego, co czaiło się i
chciało go zaatakować za każdym rogiem, za każdym krokiem. Wyjął rękę z
kieszeni i pociągnął za klamkę drzwi u wejścia do Aktorek.
Tomek
zdjął kapelusz i położył go na kolanach. Zza rogu wyszedł nagle Franek i coraz
żywszym krokiem zbliżał się do kawiarni. Wszystko działo się szybko. Kapelusz
znów pojawił się na głowie „Burzy”. Ręka „Nocy”, siedzącego niczym lalka w
witrynie sklepowej, powędrowała do kieszeni. Wybuch wstrząsnął ulicą jak piorun
rozdzierający nieboskłon.
Krzyki.
Płacz. Dwa strzały. Do kogo? Przez kogo? Dym kłębiący się w budynku opadał, a
razem z nim umierała panika. Lamenty ustały, dwie znajome sylwetki wypadły z
kawiarni. Mężczyźni pognali za róg.