Otrzepałam
koszmary z płaszcza i zmarzniętą dłonią uchyliłam drzwi. Już dawno mnie tu nie
było. Bałam się wrócić. Wielokrotnie okrążałam to miejsce w snach i podczas
spacerów, gdy już zaczęłam wychodzić na zewnątrz. Żeby się to stało, musiało
posypać się wiele liści i płatków śniegu. A ja? Ja musiałam się rozsypać.
***
Zazdrościłam
im wtedy jak szalona, tej jakże krótkiej rozpaczy. Dotyk palił je tak samo
mocno co pokrzepiał, a nawet... górował nad tym. Rozpływały się, choć nie z
rozkoszy. Umiały zniknąć. Ja do tego potrzebowałam czasu. I siniaków.
***
–
I jak? – spytała Maryla.
–
Wygraliśmy – odparłam, odwieszając ubranie. Wieszak wyglądał równie nędznie, co
przed kilkoma miesiącami.
***
Znacznie
trudniej było mi pozwać niż pozwolić się wyzwać. A teraz? Teraz moje oczy
wyglądały jak worki z ziemniakami, a włosy bardziej niż nawet perukę –
przypominały ptasie gniazdo. Kwestia nieprzespanych nocy i braku jakichkolwiek
chęci do porannego wstawania. Musiałam jednak zarobić trochę grosza. Dla niej.
Albo dla niego. Dla nas. Przynajmniej, dopóki mogłam.
***
–
Wracasz od jutra?
–
Tak.
–
Do kiedy będziesz mogła?
–
Zobaczymy.
–
A co dalej?
–
Nie wiem.
***
Nic
więcej nie miało już znaczenia. Drzwi kawiarni uchyliły się, a do środka wpadł
podmuch zimnego powietrza. Zapełnił się kolejny stolik.
–
Został z niczym? – spytała, biorąc kartę.
–
Ze wszystkim – odparłam. Choć wiedziałam, że to pod sercem jest moje wszystko.
***
Taka
to… instytucja ,,miłości".
Wszystko
znosi,
wszystkiemu
przytakuje,
we
wszystkim pokłada
pościele.
Cierpliwa:
na
ułamek rozpięcia
guzika;
A
metka?
Powie
zbyt wiele.
90%
poliester
10%
bawełna
Metka
na
nitce?
Na
sznurze!
Rozmiar
uczucia?
XXL
O
kilka numerków
za
duże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz