Nawet
nie wiem kiedy liście stały się pomarańczowe, kwiaty znów schowały się pod
ziemią, a dzieci wróciły do szkoły. Dla mnie równoznaczne było to z wczesnym
wstawaniem i powrotem do pracy w kawiarni Przejrzysta, przywitałem więc
wrzesień z grymasem na twarzy. Mimo mojego rosnącego niezadowolenia, poranek
ten nie różnił się niczym od poprzednich ośmiu. Wstałem przed wschodem słońca,
wziąłem prysznic, po czym usiadłem do śniadania, patrząc na leniwie jaśniejące
niebo. Bardzo zazdrościłem mu, że nie musi się nigdzie spieszyć. Jednakże nie
miałem za dużo czasu na obrażanie głuchego na moje słowa nieba, musiałem już
wychodzić do pracy.
Szedłem
na przystanek, chowając twarz pod kapturem bluzy. Wiedziałem, że będę żałował
mojego stroju, bo temperatura wahała się jak szalona; rano zima, po południu
środek lata. Deptałem suche liście, rozkoszując się ich chrzęszczeniem. Wtem
prawie wpadłem na klękającego na środku chodnika człowieka.
––
Czy wszystko w porządku? –– spytałem, zatrzymując się w ostatniej chwili.
Człowiek,
o którego się niemalże potknąłem okazał się dwumetrowym mężczyzną z potężnymi
muskułami i wieloma tatuażami. Zastanawiałem się czy nie jest mu zimno w
łysą głowę, gdy zwrócił w moją stronę zaczerwienioną twarz. Z jego oczu
spływały wielkie łzy adekwatne do wielkości jego ciała.
––
Nic nie jest w porządku –– załkał, a ja tylko uniosłem w zdumieniu brwi. ––
Dlaczego wszystko, co piękne jest tak kruche? Dlaczego wszystko, co dobre
odchodzi tak szybko?
Przyglądaliśmy
się sobie przez kilka chwil; ja – nadal zaskoczony, on – nadal płaczący.
Wiedziałem, że czeka na odpowiedź, ale nie miałem pojęcia jak pocieszyć olbrzyma,
który mógłby zmiażdżyć mnie małym palcem u stopy.
––
Życie jest strasznie niesprawiedliwe. Przykro mi –– powiedziałem w końcu. Wahałem
się chwilę nim kontynuowałem: –– Co się stało?
Mężczyzna
przez chwilę wydawał się rozzłoszczony tym pytaniem i przygotowałem się do
szaleńczej ucieczki, ale w końcu z jego oczu pociekło więcej łez, które niedbale otarł rękawem poliestrowego dresu. Rozluźniłem się odrobinę, czekając
aż uda mu się sformułować sensowne zdanie.
––
Spójrz –– wymamrotał po kilku próbach i wskazał na coś, co znajdowało się przed
jego kolanami.
Spojrzałem
więc i patrzyłem dłuższą chwilę na widok, który sprawił, że muskularny koleś wypłakiwał
sobie oczy.
––
Zdeptałem go. –– Słowa te zabrzmiały jakby wyszły z ust zasmuconego pięciolatka,
a nie typowego postrachu osiedla.
Przed
łysym mężczyzną leżał martwy ślimak. Przez chwilę ponownie się wahałem, aż w
końcu położyłem dłoń na ramieniu nieznajomego i głosem pełnym żalu
powiedziałem:
––
Jest teraz w lepszym świecie.
notka od autora ;ppp
przepraszam was, szkola’s already
getting the best of me
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz