– Idę na fajkę – zakomunikowała Maria.
Ewelina machnęła ręką, pochłonięta równym krajaniem wegańskiej
szarlotki. Z głośników leciała najbardziej neutralna muzyka z możliwych.
Maria przeszła przez kuchnię, po drodze zgarniając ukochaną
zieloną kurtkę. Chociaż wrzesień był wyjątkowo słoneczny, nadciągały jesienne
chłody i krótki rękawek przestawał starczać.
Maria prześlizgnęła się obok zaglądającego do
piekarnika Marcina i szybko przemknęła na zewnątrz. Stanęła na betonowym
podwórku, obok podjazdu dla dostawczaka i zapaliła papierosa. Zagapiła się w
cudownie niebieskie niebo. Odbijało się w oknach szklanego wieżowca. Powietrze
było chłodne i miało w sobie coś rześkiego i czystego. Pierwsze opadłe liście pod
jej nogami już zaczynały butwieć.
Wyciągnęła telefon i wystukała numer. Uderzała palcami
w komórkę w rytm miarowego sygnału. Nic.
Wróciła do kawiarni, mijając Marcina wyciągającego
idealnie wypieczoną tartę z burakiem. Maria przeczesała palcami włosy i
związała je w koński ogon. Rozejrzała się po lokalu, podeszła, żeby zebrać
naczynia ze stolika. Mężczyzna w garniturze uśmiechnął się do niej szybko i
oszczędnie znad ekranu laptopa. Siedział na małym podwyższeniu, skąd był widok
na całą salę. Wszyscy zresztą albo zawzięcie stukali w klawiatury, albo robili
coś na telefonie – nawet schodząc na kawę albo lunch, zabierali swoje biura ze
sobą.
Jak na kawiarnię na parterze siedziby korpo było tu
zaskakująco przytulnie – białe ściany, jasne meble, wygodne kanapy,
kontrastująco zielone rośliny. Urocze sznury lampek, półki z książkami,
kolorowe fotele, oczywiście wszędzie gniazdka. Miło. Jedna z najważniejszych polskich
firm zajmujących się finansami dbała o swoich pracowników. Teraz, w porze
lunchu, siedziało tu dobrze ponad dwadzieścia osób.
Maria delikatnie odsunęła teczki, żeby postawić miskę
z minestrone. Jakaś kobieta wymamrotała podziękowania, nie odrywając wzroku od
ekranu. Maria rzuciła okiem, kładąc sztućce. Całe słupki obliczeń. Nic
ciekawego.
– Jak to nie zrobione? – syczał jakiś mężczyzna do
telefonu, zasłaniając usta białą serwetką. – Wiesz, jakie to są pieniądze?
Marii trochę pociły się ręce. Wytarła je o czarne
dżinsy i uśmiechnęła się, żeby zamaskować zdenerwowanie.
– Smacznego – rzuciła. Miała trochę zbyt cienki głos,
który teraz wpadł w jeszcze wyższy rejestr. Sama się skrzywiła.
Przecisnęła się między dwoma stolikami.
– Wiesz – powiedział krępy trzydziestolatek swojej
cichutkiej koleżance w okularach – byłem ostatnio w kinie na takim filmie
akcji. Fajny.
– Idę na fajkę – zakomunikowała Maria Ewelinie.
Ewelina pokręciła głową z rozbawieniem, próbując
zabrać się z trzema talerzami na raz.
– Nałóg – rzuciła żartobliwie.
Maria przewróciła oczami z uśmiechem.
Złapała kurtkę i przeszła przez kuchnię. Marcin siekał
orzechy włoskie wielkim nożem.
Z dziur w betonie z godną podziwu determinacją
wyrastały źdźbła trawy. Maria wydmuchała na nie dym i wystukała numer.
Wsłuchiwała się w miarowy sygnał i wyrzuciła z siebie przekleństwo. Zrobiło jej
się trochę lepiej.
Kiedy wróciła, Ewelina była zajęta parzeniem kawy,
więc to ona podeszła obsłużyć dwoje klientów.
– Świetnie, świetnie. – Mężczyzna odsunął na chwilę
telefon od ucha. – Raz zestaw dnia. I kawa, błagam, kawa.
Maria uśmiechnęła się porozumiewawczo i nabiła
zamówienie. Zaraz później do lady podeszła młoda kobieta w eleganckim kostiumie
ze spodniami, ale, jak zauważyła kelnerka, w wygodnych butach na płaskim
obcasie. Jasne włosy miała spięte.
Blondynka puściła do niej umalowane oko. Maria z
trudem oddychała.
– Espresso – rzuciła niedbale kobieta. – Jakie macie
tarty?
– Ze szpinakiem, z burakami i orzechami włoskimi, z
karmelizowaną cebulą – wyrecytowała Maria.
– To poproszę ze szpinakiem.
Kobieta usadziła się w rogu sali, przodem do okna i
blisko drzwi. Położyła torebkę przy prawym biodrze.
Maria ukroiła kawałek tarty. Poruszyła palcami, bo
jakoś jej zesztywniały, a nie mogły. Wyjęła telefon i sprawdziła ekran. Żadnych
nieodebranych połączeń.
– Czekasz na telefon? – domyśliła się Ewelina,
wyjmując z lodówki kanapki.
– Ta. – Maria westchnęła, chowając komórkę do tylnej
kieszeni dżinsów. – Ale nic z tego.
– Może zadzwoni – rzuciła Ewelina pocieszająco.
Marcin popukał znacząco w parapet okienka kuchni.
Maria odebrała od niego placki ziemniaczane. Chłopak patrzył na nią przez
chwilę i pokręcił głową, wracając do kuchni.
Dziewczyna chwyciła talerz z plackami w jedną, a z
tartą w drugą. Blondynka zerknęła na nią znad telefonu i rzuciła krótkie podziękowanie.
– Idę na fajkę – powiedziała Maria, przejeżdżając
palcami po jasnych włosach.
– Dobrze, dobrze. – Ewelina spojrzała na nią ze
współczuciem. – Wszystko okej?
Maria skarciła samą siebie w myślach.
– Tak, tak. – Uśmiechnęła się słabo. – Tylko wiesz.
Telefon.
– No tak. – Ewelina zerknęła na jej kieszeń. – Ktoś
ważny, co?
– Niestety tak.
Maria przeszła na podwórko. Zapaliła papierosa i
zagapiła się w górę, na wieżowiec. Wypuściła dym ustami i wciągnęła chłodne
powietrze.
I wtedy zawibrował telefon.
Maria prawie upuściła papierosa, a zaraz potem
telefon. Drżącymi palcami odblokowała ekran.
Wyjdź na zewnątrz.
Wzięła głęboki wdech.
Jestem na
zewnątrz.
Po chwili rozległy się wibracje przychodzącego
połączenia. Maria odebrała i zaczerpnęła tchu.
– Chciałam…
– Tylko „tak” i „nie”. Godzina opóźnienia, dwie osoby
nawaliły.
Maria zamknęła oczy.
– Znalezione, zabezpieczone. Wszyscy są?
Maria odetchnęła z ulgą. Spojrzała w jesienne niebo.
– Tak. – Jej głos brzmiał trochę głucho.
– Pozycje?
– Tak.
– Kontakt z wyższymi piętrami?
– Jasne.
– Drzwi są zablokowane. Od teraz używasz drugiego
numeru. Ruszacie, widzimy się.
W uchu zadźwięczał jej sygnał. Maria dopaliła
papierosa i rzuciwszy go na ziemię, zdeptała butem. Ruszyła w stronę kuchni.
Zamknęła drzwi na podwórko na klucz.
Marcin spokojnie kroił paprykę.
– Już – rzuciła Maria.
Marcin skinął głową i sięgnął do szafki pod zlewem.
Neutralna muzyczka grała w tle. Stukały klawiatury,
szumiała woda ze zlewu, szczękały sztućce. Amator kina akcji z buzią pełną
sałatki perorował dalej.
Komórka blondynki zawibrowała; kobieta wyłączyła
telefon i sięgnęła do torebki. Mężczyzna na antresoli zamknął klapę laptopa.
W kuchni Maria próbowała powstrzymać drżenie rąk i
pomogła Marcinowi odczepić od zlewu dwa pistolety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz