Dokładnie
rozczesałem kępkę długich, sięgających za ramiona włosów pofarbowanych na
wszystkie kolory tęczy, które tworzyły linię dokładnie na środku mojej głowy.
Sięgnąłem po lakier do włosów. Zacząłem stawiać kolejne pasma intensywnie je
nim psikając. W końcu powstał mój irokez.
Byłem
straszny – niczym jeż.
Zrobiłem
do lustra parę groźnych min poprawiając czarną, oversizową koszulkę.
Pokazałem
zęby.
‒
Jestem groźny! – przekonywałem sam siebie.
W
swoich oczach jednak widziałem niepewność i strach. Spróbowałem mocniej je
zacisnąć. Wyszło bardzo śmiesznie. Bardzo. Wręcz wyjątkowo. Zrezygnowałem z
zaciskania oczu.
Westchnąłem
wychodząc z łazienki i ruszyłem do przedpokoju, gdzie już czekała moja ukochana
– czarna i dokładnie obszyta naszywkami – kostka oraz wysokie glany z
wielobarwnymi sznurówkami. W prawym były niebieska, zielona i fioletowa, a w
lewym – różowa, czerwona i żółta, pozakładane w systematyczny wzór – co trzecią
parę szlufek inna.
Zawiązałem
kokardkę z niebieskiej sznurówki.
Spojrzałem
na zegarek wiszący na ścianie. O cholera. Zostało mi 5 min do autobusu.
Zawiązałem
kokardkę z różowej sznurówki.
Wstałem
– resztę zostawiając na później. Przejrzałem się jeszcze raz w lustrze przy
drzwiach zarzucając kurtkę. Dokładnie zasłoniłem ręce, naciągnąłem rękawy aż na
palce.
Narzuciłem
kostkę na plecy i szybko wyszedłem.
Zbiegłem
po schodach prawie wpadając na plotkujące sąsiadki.
‒
Przepraszam – krzyknąłem niewyraźnie będąc już pół piętra niżej.
Moje
sznurówki powiewały za mną i przypominały ubarwione skrzydła Hermesa. Chyba
wyłącznie dzięki nim dotarłem na miejsce w ostatniej sekundzie, kiedy już
zamykały się drzwi.
Zdyszany
usiadłem na miejscu na samym końcu, a kiedy udało mi się złapać oddech zacząłem
wiązać sznurówki.
Zawiązałem
zieloną sznurówkę.
Zerknąłem
przez okno. Drzewa akurat targał wiatr zrywając z nich liście i ciskając nimi w
mój środek lokomocji.
Zawiązałem
czerwoną sznurówkę.
‒
Te chuderlak! – usłyszałem głos, który definitywnie nie był przyjazny, a
dodatkowo przeplatały go nutki alkoholu.
‒
Czego? – Starałem się groźnie napuszyć i zgrywać twardziela.
‒
Widzicie go! Nie tak ostro, mały! – Zaśmiał się nieprzyjemnie. – Kto tu rządzi?
Na pewno nie ty! Więc zjeżdżaj i ustąp królom miejsca! – Popchnął mnie
ostrzegawczo w ramię.
‒
A co jak nie?!
Wstałem,
nie wiedząc czy szykuje się do bójki czy do ucieczki.
‒
Jak nie…
…
dokończeniem tego zdania był cios w brzuch, a następny w oko.
‒
Naucz go gdzie jego miejsce! – dopingował zza pleców kolejny władca od
dziesięciu boleści.
Oddałem
mu parę razy jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia, wręcz wywołało
śmiech.
Poniosłem
klęskę.
Na
pożegnanie dostałem cios w nos i wyrzucili mnie z autobusu – najwyraźniej
wszyscy współpasażerowie woleli udawać głuchoniemych.
Zawiązałem
fioletową sznurówkę.
Rozważałem
wycofanie się do domu, gdyż z nosa ciekła mi krew.
Zacząłem
wiązać żółtą sznurówkę.
Zdawała
się niezwykle jaskrawa w jesiennej słocie przyprawionej moim pechem.
Zmotywowała mnie do decyzji, aby iść dalej.
Skończyłem
wiązać słoneczną sznurówkę.
Wstałem.
A
ona była przede mną.
Ubrana
w szerokie pumpy i bluzę z psychodelicznym wzorem.
‒
Wszystko oki? – zapytała nadzwyczaj radośnie.
‒
A jak myślisz? – odburknąłem.
‒
Myślę, że bywało lepiej – śmiała się i podała mi chusteczkę, a raczej otarła
nią delikatnie mój nos.
Stałem
jak wryty. Nie spodziewałem się pomocy.
‒
Przepraszam… śpieszę się… spotkanie… punk jestem… i… – czułem się straszliwie
zmieszany, nie wiedziałem co powiedzieć.
‒
A ja jestem wolnym człowiekiem – uścisnęła mi dłoń, co było kolejnym szokiem.
Zaczęła
się ulewa, a ona zaczęła obracać się pośród kropel deszczu.
Śmiała
się i złapała moje dłonie.
Obracałem
się razem z nią.
Po
raz pierwszy od dawna się śmiałem.
Musiała
czuć wszystkie blizny na moich rękach, a nie mówiła nic.
‒
Deszcz rozpuścił twojego jeża na głowie – roześmiała się, a ja poczułem jak
włosy zaczynają obklejać moją twarz, a jednak wciąż się śmiałem.
Poczułem
wolność, której nie mogłem znaleźć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz