17 października 2018

Biegnę

Biegnę. Uciekam. Biegnę. Upadam. Chcę wstać. Nie mogę. Umieram.
Pierwszym co pamiętam jest jasność. Ta przerażająca mnie jasność. Potem było jeszcze gorzej. Zaczęłam słyszeć, ale niewyraźnie. Dokoła mnie wszystko było takie jakby... rozmazane. Rozmazane plamy koloru niebieskiego, jak kwiaty, których jeszcze nie znałam. Rozmazane dźwięki dochodzące znikąd, jak nie do końca ostry głos sumienia, którego jeszcze nie znałam. Rozmazane zapachy mieszały się z rozmazanym bólem, dotykiem na mojej skórze, którego jeszcze nie znałam.
Potem wszystko się zmieniło. Tak jakby ktoś nagle wyłączył, a potem włączył światło. Teraz wszystko było ostre. Za ostre. Widziałam już wszystko. Szpetne twarze gapiące się na mnie zza zasłony piękna. Karczemne słowa wypowiadane w moją stronę zza kurtyny wdzięczności. Dotyk, który miał koić, nie koił. Zapach ostry, jak lakier do paznokci, ukryty pod postacią bławatków. I wtedy zrozumiałam…
Biegnę. Uciekam. Biegnę. Upadam. Chce wstać. Nie mogę. Umieram.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz